Chodzi o sprawę sprzed sześciu lat, opisaną przez tygodnik "Polityka". Stonoga miał pozyskać od prywatnej osoby wart ponad 50 tys. zł samochód Lexus. Auto miało zostać sprzedane, ale jego właściciel twierdzi, że do dziś nie wie, co się z nim stało, ani nie zobaczył żadnych pieniędzy.
Według śledczych Stonoga złamał prawo. Sąd rejonowy w 2014 r. skazał go na rok więzienia. A 10 dni temu sąd okręgowy utrzymał ten wyrok w mocy. Oznacza to, że już wkrótce biznesmen będzie musiał stawić się w zakładzie karnym.
Co na to Stonoga? W swoim stylu broni się, oskarżając tygodnik. - Autorzy tych informacji chodzą na pasku służb. To "Polityka" chce, żebym siedział. Nigdzie się nie wybieram - mówi nam Stonoga.
Przypomnijmy, że po opublikowaniu akt afery taśmowej prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo. A premier Ewa Kopacz (59 l.) przeprowadziła personalne trzęsienie ziemi w swoim rządzie i pożegnała się z ministrami oraz politykami Platformy, którzy mogli mieć związek z aferą. Stonodze jednak było mało. Zapowiedział, że założy swoją partię, która wystartuje w jesiennych wyborach do Sejmu. I dalej nabijał się z polskiego wymiaru sprawiedliwości. M.in. na konferencji prasowej w warszawskim hotelu Sheraton zdjął z nogi elektroniczną bransoletkę, którą miał założoną w związku z inną sprawą, dotyczącą posługiwania się sfałszowanym dokumentem.
Według naszych informacji Stonoga liczy na to, że teraz też sąd zamieni mu karę więzienia na elektroniczny dozór. Z tym jednak może być problem. Według polskiego prawa podstawowym warunkiem odbywania kary w systemie dozoru elektronicznego jest wyrok pozbawienia wolności na nie więcej niż rok. A Stonoga ma na swoim koncie nie tylko 12 miesięcy pozbawienia wolności za lexusa, ale też 6 miesięcy za posługiwanie się sfałszowanym dokumentem.
A to oznacza, że szanse, by dalej poruszał się na wolności, jedynie z bransoletką, wydają się obecnie znikome.
Zobacz: Stonoga na pokładzie Tu 154. ZDJĘCIA i dwie wersje zdarzeń