"Super Express": - Cannes, Wenecja, Berlin, Karlowe Wary - przedstawiciele wszystkich tych festiwali filmowych mówią, że właśnie organizowana przez nich impreza jest jedną z najważniejszych w Europie. A co pan mi powie?
Stefan Laudyn: - Że mówią prawdę. Cannes jest festiwalem numer jeden na świecie - i to jest poza dyskusją. Do pozycji numer dwa pretendują trzy festiwale - Toronto, Wenecja i Berlin. Bardzo ważne są Busan, Sundance, Telluride, a w Europie Locarno i San Sebastian. Karlowe Wary to lider w regionie. Warszawski Festiwal Filmowy należy do czołowej piętnastki - na świecie. Nie ma jakiejś powszechnie uznawanej "listy przebojów" festiwali, określającej konkretne miejsca. Pewnie można to jakoś wyliczyć na podstawie listy premier, dalszych losów prezentowanych filmów, no i wielu innych, w zasadzie dowolnych kryteriów. Żeby moje słowa nie zabrzmiały zbyt skromnie, dodam, że kiedyś usłyszałem z ust dyrektora festiwalu w Cannes słowa: "Stefan, robisz jeden z najlepszych festiwali na świecie".
- Powinniśmy mieć kompleksy na tle wymienionych powyżej?
- Kompleksy? Dlaczego? Że budżet Berlinale to 24 mln euro, Cannes około 20 mln, budżet Karlowych Warów to ponad 5 mln, a my robimy Warszawski Festiwal Filmowy za niecały milion? Warszawskie Biuro Kultury przyznało nam połowę pieniędzy, o które wystąpiliśmy, więc najrozsądniej byłoby zrezygnować, a my robimy świetny festiwal za żenująco małe pieniądze.
Sukces Botoksu. Film Patryki Vegi z najlepszym kinowym otwarciem 2017 roku
42. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. ZNAMY ZWYCIĘZCÓW
- Ale dlaczego w takim razie na nasz czerwony dywan nie przyjeżdżają fotografowie z całego świata?
- Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie mamy czerwonego dywanu. A po drugie, bo Polska jest niezbyt wielkim i niezbyt bogatym rynkiem filmowym. A gwiazdy pojawiają się tam, gdzie są pieniądze - w USA, we Francji, Niemczech, w krajach arabskich, w Chinach. Są festiwale, które płacą gwiazdom za przyjazd. Nawet dostałem kiedyś "menu" z listą nazwisk, ale nie skorzystałem.
- Panu żal, że nie ma tu tych wszystkich paparazzich?
- Nie. W ogóle. Zaliczyłem kiedyś w Pekinie jako gość honorowy ściankę i chyba najdłuższy na świecie czerwony dywan, gdzie zdjęcia robiło kilka tysięcy fotografów - i od tego czasu mam przesyt.
- 33 Festiwale. Jak to się stało, że inżynier budownictwa wodnego stał się dyrektorem, powiedzmy to jednak, jednego z najważniejszych festiwali w Europie?
- Zaczynaliśmy w czasach, kiedy wszystko musieliśmy sami wymyślać, więc wykształcenie się przydało. Poza tym znałem dobrze angielski, co wtedy było rzadkością. No i spotkałem właściwych ludzi w odpowiednim momencie.
- A gdybym jednak chciał wysłać paparazzich na pański festiwal, to kogo mają oni szansę "ustrzelić" w tym roku?
- Gdyby to byli wietnamscy paparazzi, z pewnością polowaliby na panią Hong Anh Pham, reżyserkę filmu "Stacja przesiadkowa". W polskich filmach występują Agata Kulesza, Andrzej Chyra, Jakub Gierszał.
- Ile filmów zobaczymy w tym roku? Są wśród nich arcydzieła? Czym tegoroczna edycja różni się od poprzednich?
- 119 pełnometrażowych i 76 krótkich, z 63 krajów. Jeszcze nie wiemy, ile wśród nich jest arcydzieł. To się okaże po festiwalu. A ta edycja różni się dosłownie wszystkim od poprzednich, bo co roku organizujemy zupełnie nowy festiwal.
- Zawsze zastanawiam się, dla kogo są te festiwale. Przecież normalny, pracujący człowiek nie może poświęcić 10 dni na chodzenie do kina... Ile dni urlopu muszę wziąć, żeby zobaczyć najważniejsze propozycje?
- Może na początek jeden film i jedno spotkanie z twórcami? A jak się spodoba, to drugi? Dalej już będzie z górki.
- Dlaczego tak niewiele jest polskich produkcji? Byłem w tym roku w Gdyni, uważam, że nie mamy się czego wstydzić. Laureatów zabrakło na pańskim festiwalu...
- Niewiele? Trzy filmy w Konkursie Międzynarodowym, dwa w Konkursie 1-2, kolejne dwa w Konkursie Dokumentalnym, trzy w Konkursie Krótkometrażowym, jeden Pokaz Specjalny, a do tego mamy dwie całkowicie polskie sekcje: Najlepsze Polskie Filmy Krótkometrażowe 2017 i Polska Klasyka.
- Kiedy rozpoczyna się sprzedaż biletów? Trzeba wydać fortunę, by obejrzeć festiwalowe tytuły?
- Przedsprzedaż rozpoczęła się w czwartek, 5 października w Kinotece. Tego samego dnia rozpoczęliśmy sprzedaż internetową. A bilety na niezwykłe filmy festiwalowe są tańsze od tych na zwykłe filmy, trafiające do normalnej dystrybucji.
- Pański festiwal jest bardziej lewacki czy prawacki?
- Już wiele lat temu zrozumiałem, że kultura jest ważniejsza od polityk - i tego się trzymam. Nie pytamy naszych widzów o poglądy polityczne. Mamy nadzieję, że zarówno lewacy jak i prawacy, znajdą na festiwalu interesujące dla siebie filmy. Pozwoliłem sobie napisać w słowie wstępnym, zamieszczonym w naszym katalogu: "Polska to trzydzieści osiem milionów pęknięć. Postarajmy się, żeby podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego było ich trochę mniej".
- Na stronie internetowej festiwalu możemy przeczytać, że niejednokrotnie artyści zauważani w Warszawie sięgali potem po najważniejsze nagrody w światowym kinie. Pamięta pan jakieś przykłady?
- Tak. Michael Haneke (Złote Palmy w Cannes w latach 2009 i 2012) był u nas w roku 1995, Christian Mungiu (Złota Palma 2007) w 2002 r., a Asghar Farhadi (Oscary 2012 i 2017) zdobył Grand Prix Warszawskiego Festiwalu Filmowego w 2004 r. Grand Prix w roku 2013 zdobyła "Ida" Pawlikowskiego. Zresztą tego samego dnia Paweł odbierał za "Idę" główną nagrodę na festiwalu w Londynie. A potem był Oscar. Wtedy dotarło do nas, że gramy w pierwszej lidze... Muszę też wspomnieć Lenny'ego Abrahamsona (aktorka z jego filmu "Pokój" dostała Oscara w zeszłym roku), który był u nas w roku 2005, a potem założył rodzinę z naszą pracownicą, którą wtedy poznał.
- WFF to nie tylko pokazy filmów. To także liczne wydarzenia towarzyszące oraz pokazy specjalne. Które z nich są szczególnie istotne?
- Od 2000 r. organizujemy Pokazy Warszawskie, czyli zamknięte projekcje najnowszych polskich filmów dla zagranicznych profesjonalistów. To właśnie w wyniku pokazów "Ida" Pawła Pawlikowskiego trafiła do Toronto, a potem zdobyła Oscara. Podczas tysięcy festiwalowych spotkań zdarzają się takie, w wyniku których powstają nowe filmy, ale też nowe związki międzyludzkie.