"Super Express": - Zakłada pan partię Polaków w Niemczech. Po co? Mógł pan spokojnie żyć jako ceniony adwokat...
Stefan Hambura: - Organizacje polonijne wysłały w swoim czasie list do kanclerz Merkel z prośbą o przywrócenie im statusu mniejszości. Chodziło o rezygnację ze skutków rozporządzenia Hermanna Goeringa, a które zabrały Polakom prawa i majątek. Nie mogę powiedzieć, że nic w tej sprawie nie drgnęło. Toczą się rozmowy między sekretarzami stanu z obu rządów. Powstały grupy robocze z przedstawicielami mniejszości... Z sygnałów, które do mnie docierają, wynika, że "grozi" to głównie hucznymi obchodami 20. rocznicy podpisania polsko-niemieckiego traktatu o przyjaźni. I po czerwcu wszystko skończy się na poklepywaniu po plecach.
Patrz też: Tak szef MSZ Radosław Sikorski promuje polską kulturę w Niemczech: Na ch... tam stoi?
- Ze względu na temat żółwie dyplomatyczne tempo było w tej sprawie niemal pewne.
- Polacy oczekują jednak konkretów. Takich, jak uchwała niemieckiego parlamentu, rehabilitująca mniejszość polską w tym kraju. Wielu tutejszych Polaków trafiło do obozów koncentracyjnych, straciło życie. Majątek skonfiskowany na rzecz III Rzeszy odzyskano w niewielkim stopniu. Bundestag ma opory przed taką uchwałą. Do tego nieproporcjonalne różnice nakładów na mniejszość niemiecką w Polsce i Polaków w Niemczech. Inna sprawa - nauczanie języka... Wszystkie te rzeczy okazują się trudne do rozwiązania metodami pozapolitycznymi.
- Polacy stanowią dziś liczną grupę mieszkańców Wielkiej Brytanii i Irlandii. Nie słyszałem, by myśleli o założeniu swojej partii.
- Nie słyszał pan także, żeby w mieszanych małżeństwach brytyjska administracja odmawiała prawa do rozmowy z dziećmi po polsku. Stosunki polsko-niemieckie są specyficzne, obarczone historią. Co do innych krajów Unii zachęcam jednak do powoływania własnych ugrupowań. Kto wie, co może dać taka inicjatywa polonijnej partii w skali Unii Europejskiej, w wyborach do Europarlamentu.
- Za Polakami ciągnie się opinia społeczności, która nie umie współdziałać. O Polonii w USA mówi się, że to najbardziej niewykorzystane lobby na świecie. W Niemczech nie będzie podobnie?
- Ten stereotyp sprawdzimy w boju. Jest jednak olbrzymia szansa na wzrost znaczenia. Po 1 maja pojawi się w Niemczech nawet ponad milion Polaków. Już po trzech miesiącach pobytu będą mogli głosować w wyborach samorządowych. Ci, którzy przyjadą w maju, we wrześniowych wyborach np. w Berlinie mogą być już liczącym się elektoratem. Dołączając do 1,5 mln Polaków mieszkających już w Niemczech, mogą stanowić poważną siłę, z którą politycy będą musieli się liczyć. Poprzez swoją partię Polacy będą też mogli wpływać bądź delegować kandydatów na listy największych ugrupowań, jak CDU, SPD czy FDP. Wprowadzić swoje sprawy do dyskursu na poziomie federalnym. To może się udać. W Partii Zielonych pierwsze skrzypce gra dziś osoba pochodzenia tureckiego. Mniejszość duńska wielokrotnie w dziejach RFN współdecydowała o powstawaniu lokalnych rządów.
- Spodziewa się pan poparcia polskich władz i polityków dla tej inicjatywy? To może być niewygodne...
- Niby dlaczego? Niemieccy politycy spotykają się i wspierają mniejszość niemiecką w Polsce. I nie ma w tym nic zdrożnego. To nie będzie partia prawicowa, lewicowa czy centrowa, tylko ugrupowanie reprezentujące interes Polonii jako takiej. List organizacji polonijnych do kanclerz Merkel wsparli polscy politycy z różnych stron sceny politycznej.
Stefan Hambura
Berliński adwokat, inicjator powołania partii Polaków w Niemczech