"Super Express": - Po pamiętnym "jak żyć?" rzuconym premierowi, stał się pan popularny, widziałem rozmowę w telewizji...
Stanisław Kowalczyk: - Ale cieszę się, że rozmawiam z "Super Expressem", bo wskazujecie szczególnie bulwersujące rzeczy. Nawet w TVN24 zwracałem ich dziennikarzom uwagę na wasz tekst o politykach unurzanych w skandale, których nie chciały już nawet własne partie. A mimo to otrzymują w nagrodę po 30 tys. zł odprawy!
- Widziałem, red. Kuźniar odpowiedział, że stara się nie czytać takich rzeczy. To akurat nie pierwszy "nieczytający" dziennikarz w mediach.
- To błąd, trzeba czytać! W takich tekstach widać, że jedne rzeczy władza tłumaczy brakiem pieniędzy, a na inne jakoś znajduje. Choć te odprawy dla niechcianych polityków trudno nazwać ważnymi dla wyborców.
- Pańskim zdaniem politycy tracą czas na nieważne sprawy?
- Czuję, że zajmują się sprawami Warszawki, a niekoniecznie mieszkańców małych miast i wsi. Premier pojawia się w Żyrardowie i robi sobie ustawki z przedsiębiorcami. Z ludźmi takimi jak ja, którzy utrzymują się np. z upraw w tunelach, jakoś się nie spotyka. W ciągu czterech lat jego rządów sytuacja albo stoi w miejscu, albo się pogorszyła.
- Pana można nazwać drobnym przedsiębiorcą. PO była tą partią, która miała wam sprzyjać.
- Ale nie sprzyjała. Zastanawiam się, czy sprzyjała komukolwiek. Kiedyś im nawet wierzyłem, ale teraz nie mam złudzeń. Mieli wybudować tyle autostrad, zadbać o emerytury, aż brak czasu, by to wszystko wymienić. I teraz apelują, by dać im kolejne cztery lata szansy, to teraz już na pewno zrealizują? Ludzkie życie jest za krótkie, by w nieskończoność dawać komuś szansę, jak się nie sprawdził. Mieli cztery lata, kompletnie zawiedli, więc wystarczy.
- Zawiedli... i poprze pan PiS?
- A kogo mam poprzeć przy takim zachowaniu Platformy? Wcześniej nie byłem wyborcą PiS. W ogóle nie chodziłem na wybory parlamentarne, jak zdecydowana większość moich sąsiadów. Ale to był błąd. Trzeba głosować i wzywam do tego, gdyż pozostając w domu, wspieracie tych, przeciwko którym jesteście.
- Po wizycie na konwencji PiS od razu pojawiły się sugestie, że jest pan opłacany...
- Tak, słyszałem te różne bzdury. Że mi zapłacono, że mnie podstawiono bądź daję się wykorzystywać. Mówił to poseł Tomczykiewicz z PO. Niech powie mi to w twarz! Po spotkaniu z premierem stałem się - wcale tego nie planując - jakby "reprezentantem" wielu ludzi, którzy mają takie problemy jak ja. Mówię za siebie, ale wielu chce, żebym przekazał dalej, co nas boli. I PiS chciał mnie wysłuchać, nikt na siłę mnie tam nie ciągnął.
- PiS też już rządził. Wierzy pan, że spełni swoje obietnice?
- Wiem to, że swoich obietnic nie spełni Platforma. To już udowodnili. Naobiecywała młodym ludziom korty, baseny kryte. I świetnie, tylko co z tych obietnic wynika? To są rzeczy na zaś. Na bieżąco nie zainteresowała się tym, co robią młodzi na wsi, w miasteczkach. Czy zaproponowali tym młodym jakąś alternatywę do stania pod sklepem, do wódki i narkotyków? Mówią o równości szans. Czy mogą mi powiedzieć, gdzie po czterech latach ich rządów jest ta równość? Co widzą, jak porównają szanse młodzieży na wsi i w dużych miastach?
- Premier Tusk zaniemówił po wysłuchaniu pańskich problemów i pytaniu "jak żyć?". Teraz znów ruszył w Polskę. Gdy ponownie pan go spotka, o co pan zapyta?
- Zapytam, dlaczego mówił, że coś zrobi i później nie wywiązał się z tych słów. Nie chodzi mi już nawet o jakąś obietnicę konkretnej pomocy w gotówce. Ale choćby o to, żeby było widać jakąś zmianę przepisów, modernizację systemu. Niestety, tego nie ma.
Stanisław Kowalczyk
Rolnik z Woli Wrzeszczowskiej, "Pan Paprykarz"