„Super Express”: – Opozycja widzi w panu głównego wielbiciela zbytku wśród polityków PiS. Pan się królem życia czuje?
Stanisław Karczewski: – Opozycja nie ma Polakom nic do zaproponowania. Jej pomysły sprowadzają się do ogólnych haseł bez żadnych konkretów, wyliczeń, projektów ustaw. Więc jedyne, co robią, to atakują polityków naszej partii. Był atak na marszałka Marka Kuchcińskiego, trwa ciągły atak na prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a teraz jest personalny atak na mnie.
– Opozycja wypomina panu, że mieszka pan w premierowskiej willi na Parkowej. Przypomina, że pana poprzednicy mieszkali w apartamentach marszałkowskich w hotelu sejmowym. Pan ma taką słabość do luksusu, że musi mieszkać w willi, a nie skromniej, jak inni?
– Zapewniam, że wynajmowanie połowy tej willi jest tańsze niż wynajem mieszkania na wolnym rynku. Jest to zgodne z przepisami prawa uchwalonymi 2002 r. i wiąże się z godnością urzędu, który mam zaszczyt sprawować.
– Myślę, że czytelnicy mogą nie zrozumieć, że willa jest tak samo skromna jak apartament hotelowy…
– Ja tego nie powiedziałem. Jest to kwestia uregulowana urzędowo. Gwarantuję, że po podliczeniu wszystkich kosztów, np. kosztów wynajęcia pomieszczeń dla obowiązkowej ochrony, mieszkanie marszałka w innym miejscu byłoby dużo droższe.
– A czuje się pan złapany na kłamstwie? Pytano pana, czy zabierał pan żonę na pokład rządowego samolotu. Pan zaprzeczył. Potem z dokumentów wyszło, że jednak żona z panem latała.
– To nieprawda. To zła interpretacja mojej wypowiedzi.
– To jaka jest prawda?
– Na korytarzu sejmowym padło pytanie, czy rodzina podróżowała ze mną. Otóż obecność mojej żony podczas niektórych wyjazdów była podyktowana względami protokolarnymi. Była ona członkiem delegacji. Jest to praktyka stosowana w dyplomacji na całym świecie. Nie ma tu żadnej sensacji.
– A córki i wnuki, które z panem leciały na Węgry?
– Były tam na zaproszenie strony węgierskiej. Samolotem specjalnym lecieli przedstawiciele parlamentu na spotkanie Grupy V4. Moja rodzina została zaproszona przez stronę węgierską na wręczenie mi przez prezydenta Jánosa Ádera najwyższego węgierskiego odznaczenia – Wielkiego Krzyża Zasługi Węgier. Program pobytu i opiekę nad moją rodziną zapewniła strona węgierska i również pokryła koszty. Wracaliśmy już inaczej: nie samolotem, ale samochodem, którym przyjechał po nas zięć.
– Tomasz Siemoniak mówi, że zbudował pan w Senacie swoje Bizancjum…
– Ja mam inne wyobrażenie bizancjum. Platforma podejrzewa mnie też, że na koszt państwa jadam posiłki…
– A jada pan „za nasze”?
– To nieprawda. Podatnik za moje posiłki nie płaci, większość z nich przygotowuję sam. Nie mam obsługi kelnerskiej, nie mam prywatnego kucharza ani cateringu. Wszystko robię sam za własne pieniądze. Opozycja na siłę szuka czegoś, czym można by mnie zaatakować. Jak jednak widać, to niemoc Platformy, dla której ataki na polityków PiS to jedyny sposób na funkcjonowanie na scenie politycznej.
– Skoro pojawiają się wątpliwości, to wilczym prawem opozycji jest to, żeby rozliczać rządzących z tego, jak gospodaruje publicznym groszem. Przyglądają się panu i chyba nie ma sensu się obrażać.
– Konstruktywna opozycja jest w każdej demokracji potrzebna. Ale PO woli atak niż rozmowy. Sami określili się jako totalna opozycja na początku kadencji i o żadnych poważnych debatach nie ma mowy. Pojawiła się propozycja, by wspólnie uregulować sprawę lotów najważniejszych osób w państwie. Chęci dialogu w tej sprawie nie widać. Na dzisiejszym spotkaniu w kancelarii premiera dotyczącego przepisów regulujących służbowe loty zabrakło przedstawicieli Platformy.
– Opozycja twierdzi, że nie trzeba zmieniać przepisów, wystarczy stosować obowiązujące. Marszałek Kuchciński wyraźnie tego nie potrafił i nadużył przywileju władzy.
– Społeczeństwo tak to oceniło, choć marszałek nie złamał prawa. Przeprosił i podał się do dymisji.
– Sporo mu to poszukiwanie honoru zajęło. Całe dwa tygodnie…
– Pan marszałek oddał pieniądze za loty rodziny i podał się do dymisji. Zachował się honorowo.
– Jednej rzeczy nie rozumiem: PiS przekonuje, że Marek Kuchciński ani prawa, ani obyczaju nie złamał, a do dymisji musiał się podać. Skoro było tak dobrze, to czemu było tak źle, że nie jest już z nami?
– Krytycznie oceniło to społeczeństwo. Mówię, że zachował się honorowo. Naszych poprzedników na to nie było stać, a wszystkich powinniśmy traktować jednakową miarą. Skoro rozlicza się polityków PiS, to rozliczajmy również tych, którzy byli przed nami.
– To rozliczenie już za nami. Nikt nie stosował wobec nich taryfy ulgowej, kiedy władza uderzała im do głowy.
– Owszem, pamiętam artykuły „Super Expressu” na temat lotów marszałka Borusewicza, który podróżował tym środkiem lokomocji 700 razy. Pamiętam, jak nazywaliście go „panem samolocikiem”. Nikt z nas tyle co on nie wylatał. O tym trzeba pamiętać.
– Tyle, że Bogdan Borusewicz już dawno nie jest marszałkiem Senatu.
– Ale nadal może korzystać jako senator z darmowych lotów. Tak było, tak jest i tak będzie. Trzeba znać po prostu umiar.
– Markowi Kuchcińskiemu umiaru zabrakło i dlaczego musiał odejść?
– Podał się do dymisji, zachowując się honorowo. Możemy krytykować, ale sprawy lotów i tego, kto może podróżować rządowymi samolotami, nie były do końca sprecyzowane. Dlatego przyszła pora, żeby to dookreślić. Tak, by wszyscy wiedzieli, co jest dopuszczalne, a co nie, i aby wszystko było transparentne. Czekamy na opozycję. Mam nadzieję, że włączy się w te prace, a nie awanturami będzie próbowała przykryć brak pomysłów na Polskę.
– Teraz to już jest pan niesprawiedliwy, program PO przecież ma.
– Jaki? Taki, że trzeba znaleźć 100 mld zł na obietnice złożone w tzw. sześciopaku? Ja się obawiam, że Platforma znów oszuka Polaków i jeśli, nie daj Boże, wygra, to okaże się, że tak jak nie mówiła nic o podnoszeniu wieku emerytalnego, tak nie mówi dziś o tym, co już słychać w kuluarach – że chce wprowadzić szkodliwy dla zwykłych ludzi podatek katastralny, by jej propozycje jakoś się spięły. Zamiast więc odpowiadać na pytania dotyczące swojego programu, PO woli atakować i szukać skandali tam, gdzie ich nie ma.
Rozmawiał Tomasz Walczak