Stanisław Kania o rozmowach z Leonidem Breżniewem
W okresie, gdy Stanisław Kania był I sekretarzem KC PZPR, często rozmawiał z Leonindem Breżniewem. Nie były to przyjemne dyskusje. Jakim rozmówcą był I sekretarz KC KPZR? - Trudnym. Nie tylko ze względów merytorycznych. Był to człowiek o dużym ubytku sił, zarówno fizycznych, jak i intelektualnych. Miał kłopoty ze słuchem, pamięcią, mową i chodzeniem. W rozmowach odczuwało się, że odbiera oceny i propozycje na zasadzie "czarne-białe", a życie, jak wiadomo, jest bardziej złożone. W kontaktach z nim szybko doszedłem do wniosku, że jeśli chcę poznać oficjalne stanowisko Breżniewa i kierownictwa, to trzeba uprzedzać, o czym chcę mówić, jakie oceny przedstawię. Wówczas przygotowywano mu teksty oświadczeń, poglądów i sugestii. Przy stole rozmów było z tym trudniej - wspomniał Stanisław Kania w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" w 1997 roku. - Pamiętam, jak kiedyś Breżniew, głośno odczytując tekst ze słowami skierowanymi do mnie, zwracał się niby półgłosem, ale takim, że w uszach dzwoniło, do siedzących obok niego Gromyki i Andropowa z pytaniami, czy dobrze przeczytał. Uspokojony pozytywną odpowiedzią znowu i znowu ponawiał to samo - dodał w głośnym wywiadzie I sekretarz KC PZPR w latach 1980-1981.
Leonid Breżniew powiedział, że nie wejdą
Polskiemu przywódcy w pamięci zapadła szczególnie jedna rozmowa z Leonidem Breżniewem. - Rozmowa dotyczyła tylko jednego: zamiaru wprowadzenia do Polski wojsk radzieckich i sojuszniczych - ujawnił Stanisław Kania, który - jak zapewniał - był temu zdecydowanie przeciwny. - Mówiłem, że nie ma podstaw do takiego kroku, że gdyby doszło do interwencji, to trzeba się liczyć z odruchem społecznym na skalę powstania narodowego i że nie tylko nasz interes, ale także interes ZSRR przemawia za tym, by z tego zrezygnować. W przeciwnym wypadku w Polsce poleje się morze krwi, w krwi będzie się pławić socjalizm, a w skali międzynarodowej nie zostanie śladu po odprężeniu. Byłem pewny swoich racji. Wiedziałem, że spełniam obowiązek wobec Polski i mam w tym poparcie partii i narodu - podkreślił polski I sekretarz KC PZPR. Reakcję Breżniewa Stanisław Kania zapamiętał do końca życia. - Breżniew sformułował parę ostrych ocen i wreszcie powiedział coś, czego wspomnienie będzie we mnie tkwić już na zawsze: "Nu charaszo, nie wajdiom. A kak budiet usłażniatsja, wajdiom. Bez tiebia nie wajdiom" (No dobrze, nie wejdziemy. A jak będzie się komplikować, wejdziemy. Bez ciebie nie wejdziemy). Każde z tych zdań miało swój ciężar. To nie były figury retoryczne. Rzeczywiście z naszych granic wycofano wojska, choć już wszystkie silniki w czołgach się grzały - mówił Kania "Gazecie Wyborczej". Napięcia na linii Polska - ZSRR nieco zmniejszyły natężenie, ale jednak presja ze strony Breżniewa cały czas była odczuwalna.
Stanisław Kania nie zgadzał się na wprowadzenie stanu wojennego
Jak podkreślił w rozmowie z PAP historyk prof. Antoni Dudek, Stanisław Kania w okresie tzw. karnawału "Solidarności" "odegrał o tyle pozytywną rolę, że nie zgadzał się na wprowadzenie stanu wojennego". - Oczywiście należy pamiętać, że Kania popierał przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego. Uważał, że jest to opcja ostateczna, która może służyć ewentualnie jako forma nacisku. Już w marcu 1981 r. podpisał tzw. myśl przewodnią stanu wojennego - zastrzegł historyk. - W rzeczywistości jednak konsekwentnie odmawiał realizacji scenariusza stanu wojennego. Wczesną jesienią 1981 r. Jaruzelski uznał, że strategia proponowana przez Kanię nie przynosi jakichkolwiek rezultatów i należy uderzyć - dodał prof. Antoni Dudek.