Stanisław Gomułka: Dobra dekada

2014-04-29 4:00

Dobre i złe strony 10-letniej obecności Polski w Unii Europejskiej w ocenie znanych ekonomistów.

"Super Express": - 1 maja mija 10 lat od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Jak pan ocenia tę dekadę z punktu widzenia naszej gospodarki? To był udany dla nas okres?

- Prof. Stanisław Gomułka: - Oceniam go bardzo pozytywnie. Jest kilka obszarów pozytywnego oddziaływania naszej obecności we Wspólnocie. Najbardziej widoczny to zapewne różne projekty infrastrukturalne, współfinansowane przez Brukselę. Przed wejściem do Unii Europejskiej mieliśmy tu do czynienia z ogromnym zacofaniem w stosunku do Europy Zachodniej, które zaczęło już w pewnym momencie ograniczać nasz wzrost gospodarczy. Mamy w tej kwestii ogromny postęp, który wpływa pozytywnie na rozwój ekonomiczny naszego kraju.

- Co jeszcze można zapisać na plus naszego członkostwa w Unii?

- To zwiększenie wymiany handlowej oraz inwestycji zagranicznych, które dodatnio wpłynęły na polski PKB. Są globalne oceny ekonomistów, którzy wyliczają, że dzięki Unii nasz produkt krajowy brutto jest większy o 6 proc. niż wtedy, jeśli we Wspólnocie byśmy nie byli. Mamy więc do czynienia z dobrą dekadą dla polskiej gospodarki. Chciałoby się, żeby następna była przynajmniej równie dobra.

- Ale czy powiedziałby pan, że wszystko, co z Unią związane, pozytywnie na nas wpłynęło?

- Cóż, mieliśmy też do czynienia z mniej jednoznacznymi konsekwencjami naszej obecności w UE.

- Na przykład?

- Chodzi o odpływ sporej liczby ludzi do krajów Europy Zachodniej, takich jak Wielka Brytania czy Irlandia. Można to traktować jako coś niedobrego z punktu widzenia interesów państwa, ale dla tych, którzy wyjechali, to znacząca poprawa. W Polsce mogliby bowiem zasilić szeregi bezrobotnych.

- Przynajmniej rządowi Donalda Tuska emigracja uratowała skórę, ponieważ znacząco obniżyła stopę bezrobocia.

- Faktycznie, można tak to ująć. Dzięki emigracji zmniejszyły się napięcia społeczne, które wywołało spowolnienie gospodarcze.

- Emigracja zmniejszyła też chyba chęć reformowania ze strony rządzących. Skoro nie ma ponaddwudziestoprocentowego bezrobocia, to po co coś zmieniać?

- Oczywiście, można też sprawę postawić w ten sposób. Presja społeczna na klasę polityczną, żeby w końcu zabrała się porządnie do pracy, była słabsza. Rządzący, mając dopływ środków z Unii i miejsca pracy oferowane poza Polską, stracili zainteresowanie wprowadzaniem reform. Podobnie jest z dopłatami bezpośrednimi i wsparciem dla obszarów wiejskich. Podwyższa to standard życia na wsi, ale hamuje przepływ ludności ze wsi do miast. Są więc wyraźnie dodatnie skutki krótko- i średnioterminowe i potencjalnie negatywne na dłuższą metę. Trudno te skutki ocenić, ale politycy wcale nie musieli się zachowywać tak zachowawczo. Mogli bowiem coś robić.

- Sam pan jednak wie, panie profesorze, że jak politycy czują się bezpiecznie, to niewiele się chce robić.

- Oczywiście. A teraz mamy kolejną odsłonę tej doktryny. Premier Tusk bowiem obiecuje zastrzyk gotówki z Unii, ale przecież wiadomo, że aby po nią sięgnąć, trzeba najpierw wyłożyć własne fundusze.

Rozmawiał

Polub nas na Facebooku