Kamiński (nieraz powtarzał, że PiS to Jarosław Kaczyński) wraz z kolegami – słynnymi już buntownikami – Bielanem, Poncyljuszem i Kowalem, opuścił bowiem partię w minioną sobotę. Wiadomość miała ujrzeć światło dnia (raczej nocy) wczoraj, po zamknięciu lokali wyborczych. Niestety! Nie udało się! Informacja lotem błyskawicy obiegła media, stając się najważniejszym newsem podczas ciszy wyborczej. Ot, taki drobny cios w plecy na odejście. Bo pluć można na różne sposoby, o czym wiedzą najlepiej byli spin doctorzy z PiS.
Nie oznacza to jednak, żebyśmy byli przeciwni takiemu opluwaniu. Walka polityczna to walka polityczna. Po co tylko dorabiać ideologię tam, gdzie nie potrzeba jej wcale. Inna rzecz, czy tak spektakularne, tuż przedwyborcze rozstanie z partią miało jakikolwiek wpływ na wynik wyborów samorządowych? Wątpię. Na pewno dało jednak buntownikom jeszcze jeden dzień darmowej reklamy. Bo kogo nie ma w mediach, ten nie istnieje. I o tym spinowie wiedzą najlepiej.
I jeszcze jedno wiedzą lepiej. Przynajmniej od Janusza Palikota. To, że we wszelkich buntach partyjnych – jednostka niczym, jak uczyli filozofowie, byłego reżimu. I tak jak indywidualista Palikot zniknie gdzieś w mrokach politycznej historii Polski, tak buntownicy spod znaku Joanny Kluzik-Rostkowskiej mają pewną szansę na zaistnienie w polityce. Pierwszym krokiem będzie założenie klubu poselskiego w Sejmie, na co się zanosi. A następnym? Konstruktywne, co pokazali w miniony weekend – plucie na prezesa.
Stanisław Drozdowski, z-ca redaktora naczelnego „Super Expressu”