Stanisław Żelichowski: Nie nasza wina, że nas wybierają WYBORY 2011

2011-08-30 4:00

Czy chłopom odbiło? Poseł Hofman z PiS kontra poseł Żelichowski z PSL.

"Super Express": - Nie spodobało wam się wystąpienie posła Hofmana...

Stanisław Żelichowski: - O rany, a czy warto w ogóle o tym jeszcze mówić?

- Może warto dlatego, że na swój sposób poseł PiS wskazał istotny problem. Zostajecie posłami, wyjeżdżacie do Warszawy i odrywacie się od wsi, korzeni...

- Wręcz odwrotnie. Nie mamy zbyt wielu działaczy szczebla centralnego, ale wielu, którzy żyją sprawami lokalnymi. To nawet nasz problem. Pana Hofmana irytuje coś innego. PiS pokazuje Polskę jako spaloną ziemię. A choćby z badań prof. Czaplińskiego wynika, że rzeczywistość wygląda inaczej. Wzrasta entuzjazm, optymizm. I nasza młodzież to zauważyła. Poseł Hofman naśmiewając się, uznał, że chłopi nie mają prawa zabierać głosu na salonach...

- W taką interpretację to jest nieco wpychany. Naśmiewa się raczej z posłów PSL, którzy weszli na salony i zapominają o swoich... Pan jest z zawodu leśnikiem, ale od lat 80. zasiada w Sejmie...

- Pierwszy raz posłem zostałem w 1985 roku...

- Właśnie - to 26 lat. Przez taki czas można zapomnieć, jak wygląda drzewo! Pańscy koledzy z PSL też z uprawą roli mają już niewiele wspólnego...

- Przecież na tym polega demokracja i nie jest naszą winą, że ludzie nas wybierają. Dziś duża część znaczących postaci w Polsce to ludzie wsi. 90 proc. episkopatu urodziło się na wsi, tak jak może 70 proc. dowódców Wojska Polskiego. To też jest już elita. I wcale nie zapominają, skąd wyszli. PiS i SLD drażni to, że nie jesteśmy demagogiczni.

- Czyli?

- PiS i SLD uwielbiają działać na emocje. Przewodniczący Napieralski mówi, że wszystkim należą się europejskie emerytury. I on to obiecuje! Jak tak można?! My nigdy nie będziemy jechali taką tanią demagogią, choć pewnie dałoby to kilka procent więcej. Czasami gorzka prawda jest lepiej przyjmowana niż słodka iluzja. I to wcale nie oznacza oderwania od korzeni. Jako szef klubu PSL mam wręcz odwrotny problem. W piątki i soboty mam problemy z namówieniem posłów do wizyt w telewizji, bo nie widzą sensu. Wolą być w terenie, u siebie, na miejscu.

- Można jednak odnieść wrażenie, że w wielu sprawach głosujecie inaczej, niż głosowaliby mieszkańcy wsi. Posłowie PSL w terenie nawołują, jak to wytknął PiS, do legalizacji marihuany?

- Tu zastanawiamy się nawet, czy nie podać Kaczyńskiego do sądu. Przecież tu nie chodziło o żadną legalizację! Chodziło o to, czy jest sens karać więzieniem za posiadanie małej ilości narkotyków. Jeżeli dzieciak z głupoty kupuje sobie narkotyk, robi to pierwszy raz, to jest sens przekreślać mu życie? Każdy, także na wsi, ma wnuka czy syna i wie, jak młodzieńcza głupota może zaszkodzić w życiu. Nie mam przekonania, żeby było to źle przyjmowane.

- W sprawie równych dopłat bądź związków homoseksualnych też PiS się mija z prawdą?

- Minister Sawicki z PSL nieustannie robi wszystko, by te dopłaty były równe. I to premier Kaczyński chciał, żeby zlikwidować dopłaty, stopniowo przeznaczając pieniądze na wspólną europejską armię. Problem w tym, że likwidacja dopłat pozwoliłaby na dopłaty z budżetów Niemiec czy Francji i nasi rolnicy byliby na straconej pozycji.

- To prawda, ale też dlatego PiS szybko się z tego wycofał.

- Wycofał, ale teraz piszą jedne listy do Barroso, a jeszcze nie tak dawno pisali inne. Przekraczają granice śmieszności. Gdy ściśniemy wszystkie te ich zarzuty, to zostaje bardzo niewiele.

- Zostaje jednak to, że musicie firmować wiele pomysłów rządu, choć są pomysłami PO. Jak wizja rozwoju Polski poprzez stawianie na metropolie. To nie może się podobać na wsi.

- I dlatego to nie przechodzi, że PSL się temu przeciwstawił. Oczywiście nie wszystkie pomysły, które nas różnią, zablokować można, bo mamy tyle głosów, ile mamy. Ale gdyby nas w rządzie nie było, to znaczna część spraw istotnych dla wsi zakończyłaby się nie najlepiej.

Stanisław Żelichowski

Szef klubu parlamentarnego PSL

Nasi Partnerzy polecają