"Super Express": - Śmierć polskich żołnierzy w Afganistanie każe znów zapytać, czy nasza obecność tam ma jeszcze sens? Pana zdaniem powinniśmy zostać czy wracać?
Stanisław Koziej: - Powinniśmy konsekwentnie realizować strategię, jaką przyjęliśmy w tym roku. Chodzi o zakończenie operacji wojskowej do 2014 roku razem z naszymi sojusznikami z NATO. Jednocześnie powinniśmy pilnować, aby ta strategia nie została zmieniona ani na forum Sojuszu, ani w Polsce. Należy konsekwentnie trzymać się przyjętego planu.
- Nie uważa pan, że kolejne dwa lata to jednak zbyt duże ryzyko i do tego zwyczajnie niepotrzebne?
- Większym ryzykiem byłoby porzucenie Afganistanu i ucieczka. Tak jak zrobił to jeden z sojuszników w Iraku. Myślę, że byłoby to z naszej strony nieodpowiedzialne nie w tylko wobec NATO, ale także naszych żołnierzy, którzy tam stacjonują. Gdyby chcieć ich gwałtownie sprowadzić do kraju, pojawiłoby się ogromne ryzyko zwiększenia zagrożeń na nich czyhających w toku tak pospiesznie i bez odpowiedniego ubezpieczenia przeprowadzonej operacji.
- Pytania o sens tej niebezpiecznej misji wywołuje już to, że Polska nie ma jakiejś dużej roli do odegrania w rozwiązaniu tamtejszej sytuacji.
- Liczy się wspólne działanie. Jeśli zdecydowaliśmy się na zwiększenie naszej obecności, to powinniśmy odpowiedzialnie wypełnić nasze zobowiązanie.
- Niedawne zwiększenie polskiego kontyngentu było potrzebne?
- Decyzja o znacznym zwiększeniu liczebności wojsk podjęta w 2006 roku w momencie zmiany formuły kierowania misją przez NATO, była co najmniej dyskusyjna. Publicznie wyrażałem swoje wątpliwości w tej kwestii i - jak pokazał czas - były one uzasadnione.
- Rok 2006 był tym, w którym powinniśmy opuścić Afganistan?
- Uważałem wtedy, że powinniśmy pozostać w Afganistanie w dotychczasowym charakterze. Uczestniczyliśmy w operacji na podstawie art. 5 NATO, czyli operacji odwetowej za ataki z 11 września. Następnie dobrowolnie zaangażowaliśmy większe siły w misję stabilizacyjną ONZ. Ta szybko przerodziła się w normalną operację wojenną. Było to kontrowersyjne, czego skutki odczuwamy do dziś. Podobnie jak decyzja o przyjęciu odpowiedzialności za strefę.
- Patrząc na naszą kontrowersyjną obecność w Afganistanie, jak i Iraku, Polska powinna na przyszłość angażować się w tego typu operacje?
- Każda taka decyzja musi być poprzedzona analizą trzech czynników. Po pierwsze, na ile udział w takiej operacji jest zbieżny z naszym interesem narodowym. Po drugie, czy nasze zdolności techniczne i operacyjne na nią pozwalają. I wreszcie, czy skala naszego udziału jest proporcjonalna do naszych możliwości ekonomicznych.
- Okazało się, że te trzy czynniki w przypadku Iraku i Afganistanu, nie zostały należycie przeanalizowane.
- Myślę, że Irak był osobną kategorią. W Afganistanie pierwszy raz zaangażowalismy się na szerszą skalę. Nie mieliśmy doświadczeń. Pojechaliśmy tam ad hoc, skrzyknięci na zasadzie pospolitego ruszenia. Niemniej, z czasem nabraliśmy doświadczenia i szczególnie na doświadczeniach irackich rozpoczął się proces unowocześnienia polskiej armii. To, co mamy teraz, a to, co mieliśmy przed Irakiem to różnica klas.
- To jedyny pozytywny wymiar tych operacji.
- Nie jedyny, ale jedyny wymierny.
Stanisław Koziej
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego