To lekceważenie smurfa Marudy zaważyło na wyniku sobotnich wyborów szefa PSL. Piechociński wygrał... bo mówił. Nie tylko o kłopotach partii i zagrożeniu jej bytu. Po prostu mówił do delegatów. Mówił podczas podróży po kraju, gdzie kaptował sobie stronników. Mówił przekonująco na kongresie. I być może już to zaważyło. Bo Pawlak zwykle milczał, okraszając swoje milczenie czasem niby-żartem. W czym jego zwolennicy dopatrywali się pewnej głębi intelektualnej. Do czasu. Test na inteligencję wygrał Piechociński.
Smurf Maruda nie zlekceważył też w przygotowaniach do wyborów najnowszych technologii. Przekaz internetowy jego kampanii podważył w PSL zaufanie do Pawlaka, dotychczas jedynego nosiciela ideologii Internetu, która objawiała się... noszeniem tabletu. Nie zbliżyła Pawlaka do wyborcy. A rywala tak. Wygrany test na komunikację i 2:0 dla Piechocińskiego.
Nowy szef PSL lepiej też (o lata świetlne lepiej) odebrał od premiera Donalda Tuska lekcję zachowania w mediach, lekcję autoprezentacji. Jego otwartość i komunikatywność na tle ponurego poprzednika też zyskała mu zwolenników, bo odbierany być mógł jako polityk nowoczesny (ważna forma, nie treść), o co trudno podejrzewać konkurentów z PSL. Kolejny punkt dla Marudy i zwycięstwo.
Dziś najważniejszym osiągnięciem Piechocińskiego jest odsunięcie od władzy Pawlaka. Ten konkretny projekt, idąc za światłą myślą poprzednika, mu się udał. Teraz ma już z górki. Musi tylko porozumieć się z Tuskiem, poprawić sondaże i nie stracić nic z zarządzanej przez PSL i zawłaszczonej przez jej popleczników części państwa. Bo tego żadna partia nie wybacza.