Stanisław Drozdowski: Kolacja z Buzkiem

2010-12-23 3:00

Niemal jedna czwarta Polaków - jak wynika z sondażu zleconego przez "Super Express" - uznała, że najbardziej pożądanym gościem na ich kolacji wigilijnej byłby Jerzy Buzek. Zaskoczenie? Niby niekoniecznie. To po prostu znaczy - i to jednak dla mnie jest zaskoczenie - że potrafimy docenić polski sukces w Europie. Bo postać obecnego szefa Europarlamentu jest tego sukcesu ucieleśnieniem.

A przecież wydawałoby się, że Buzek zapisze się raczej negatywnie w pamięci rodaków. Jako ten, który zdecydował w latach 90. o przeprowadzeniu czterech reform - edukacyjnej, emerytalnej, systemu ochrony zdrowia i administracyjnej. Niekoniecznie udanych. A jednak zapomnieliśmy mu błędy, bo dziś stał się dla nas symbolem przyszłości. Czy słusznie? Nie oceniam. Wyniki sondażu mówią same za siebie. Dodam tylko, że nie bez znaczenia jest na pewno sposób bycia byłego premiera - człowieka kulturalnego, z pewnym dystansem do rzeczywistości. Ale prawie jedna piąta z nas stoi w kontrze do takiego Buzkowego poczucia świata. To ci, którzy identyfikują się z hasłem: Polska jest najważniejsza. Oni zaprosiliby na wigilię Jarosława Kaczyńskiego. I pewnie wieczór z nim pozbawiony byłby europejskiego poloru, za to pełen patriotycznego, dobrze pojętego patosu, religijnej aury i empatii. Bo ci, którzy zaprosiliby do siebie Kaczyńskiego, to ludzie współczujący, uczestniczący wspólnie z nim w bólu po katastrofie smoleńskiej. Bo czego by o prezesie PiS nie powiedzieć, to jedno jest pewne, umie jednoczyć wokół tej sprawy. A przy tym osobowość to trudna, pokrętna... ale nieobojętna, ciekawa.

Na podium obok tych dwóch liderów - Ryszard Kalisz. Inteligentny i dowcipny. Dusza towarzystwa. Wybór tych, którzy dbają o dobrą atmosferę. Zaskakujące, że niewielu z nas chciałoby zaprosić rządzących. Czego to wyraz? Chyba świadomości Polaków, że z nimi przyjdzie się nam bić i spierać przez nadchodzący 2011 rok. Więc lepiej zachować do nich dystans, niż się z nimi zaprzyjaźniać.