Stanisław Drozdowski: Bezkarny jak polityk

2012-05-07 9:40

Nie pierwszy raz mam trochę kłopotu z oświadczeniami naszego prezydenta. Tak było też wczoraj, gdy nasz VIP nr 1 zapowiedział, że podczas szczytu prezydentów Europy Środkowej w Jałcie zaapeluje do ukraińskich władz o zmianę prawa w ich kraju.

Tak, by nie karano więzieniem polityków za błędne decyzje. Rozumiem, że ta decyzja podyktowana jest - tu i teraz - obroną Julii Tymoszenko, cierpiącej w ukraińskim obozie karnym szykany ze strony służby więziennej.

Była premier, zwana dziś opozycjonistką, skazana została na 7 lat więzienia za podpisanie niekorzystnego dla Ukrainy kontraktu gazowego. Skazana została według istniejącego w tym kraju od lat prawa. Obrońcy Tymoszenko zakrzykną - bezprawia! A ja nie jestem o tym przekonany.

Czyżby cechą charakterystyczną demokracji miałaby być bezkarność polityków szkodzących własnemu narodowi? Również ekonomicznie. Powiecie, jest przecież Trybunał Stanu i niech on takie sprawy sądzi. A ja dalej nie jestem przekonany. Jeżeli naród przez głupotę czy niekompetencję tak wysokiego jak premier urzędnika traci miliony, a nawet miliardy, to czy można go osądzić tylko politycznie?

Taka właśnie jest obecna tendencja i takie, jak rozumiem, jest zdanie naszego prezydenta. Z oczywistych powodów jako szary obywatel z tym zdaniem się nie zgadzam. Tak jak z podobnym, choć dotyczącym spraw mniejszej wagi, pomysłem ministra sprawiedliwości, który chce zniesienia kar za kłamstwa w oświadczeniach majątkowych polityków.

Obie wypowiedzi - i Komorowskiego, i Gowina - dotyczą najważniejszej dla Polaków sprawy. Równości wobec prawa. I propagowanie poglądów dotyczących możliwej bezkarności polityków świadczy tylko o kompletnym oderwaniu się klasy politycznej od podłoża. A to podłoże to my, normalni obywatele. O czym panom politykom przypominam...