"Nikt nam niczego nie wyjaśnił"
Blady strach padł na mieszkańców pogranicza w województwach podlaskim i lubelskim. Prezydent Andrzej Duda podpisał dziś na wniosek premiera rozporządzenie o wprowadzeniu w pasie nadgranicznym stanu wyjątkowego. Teraz dokumentem zajmie się Sejm. Stan wyjątkowy będzie obowiązywał w 183 miejscowościach przylegających do granicy z Białorusią i odciśnie się na życiu okolicznych mieszkańców. W jaki sposób? Tego ludziom nikt nie wytłumaczył. – Cały czas jestem w napięciu, ponieważ zbyt mało dociera informacji i po prostu nie wiem, jak będzie wyglądało nasze życie podczas stanu wyjątkowego. Czy będziemy mogli swobodnie się poruszać? Czy ktoś będzie mógł nas odwiedzić, czy nie? Odczuwam niepokój i zastanawiam się, do czego to wszystko doprowadzi – mówi nam Genowefa Kosińska (75 l.) ze wsi Krynki.
Nie będzie gigantycznych podwyżek! Ujawniamy decyzję Morawieckiego
Trzeba bać się rządu?
Trudno się dziwić mieszkańcom terenów przygranicznych, że z niepokojem patrzą na wprowadzane zmiany. Stan wyjątkowy oznacza np., że nie będzie można się gromadzić i organizować imprez. A już teraz, odkąd wojsko i straż graniczna blokują przejście do Polski grupie migrantów w Usnarzu Górnym, wojsko ogranicza swobodę. - Uchodźców nie trzeba się bać, tylko rządu, bo nie wiadomo, w którą stronę to pójdzie – tak, jak to było z lockdownem. Już w tej chwili na przejściu granicznym stacjonuje bardzo dużo wojska, a straż graniczna coraz częściej każe nam miejscowym otwierać bagażniki samochodów – opowiada Sławomir Lewczuk (49 l.), sołtys wsi Chomontowce.
Dziennikarz TVN przeszedł operację. Podziękował za modlitwę
Genowefa Kosińska (75 l.), emerytowana nauczycielka z Krynek
Cały czas jestem w napięciu, ponieważ zbyt mało dociera informacji i po prostu nie wiem, jak będzie wyglądało nasze życie podczas stanu wyjątkowego. Czy będziemy mogli swobodnie się poruszać? Czy ktoś będzie mógł nas odwiedzić, czy nie? Czy będą wzmożone kontrole? Odczuwam niepokój i zastanawiam się, do czego to wszystko doprowadzi i jak się zakończy. Na razie jest spokojnie – może częściej widać przejeżdżające wojskowe ciężarówki.
Katarzyna Kitlas (44 l.), właścicielka agroturystyki i sklepu „Specjały z kresów” w Krynkach
Żyję z turystyki, więc po wprowadzeniu stanu wyjątkowego nie będę miała z czego żyć! Dla mnie to klapa. Ledwo pozbierałam się po ubiegłorocznych ograniczeniach covidowych i nie dostałam żadnego odszkodowania, a teraz znowu mnie zamykają. Rozumiem napiętą sytuację polityczną, ale naprawdę trudno mi się pogodzić, że tracę jedyne źródło utrzymania. Uszczelnienie granic - tak, ale stan wyjątkowy to już przesada. Najchętniej zapakowałabym tych uchodźców do autokaru i zawiozła do pani kanclerz Merkel.
Uchodźców nie trzeba się bać
Na mój chłopski rozum z tym stanem wyjątkowym jest więcej zamieszania, niż to wszystko warte. Uchodźców nie trzeba się bać, a bać się trzeba rządu, bo nie wiadomo, w którą stronę to pójdzie – tak, jak to było z lockdownem. Już w tej chwili na przejściu granicznym stacjonuje bardzo dużo wojska, a straż graniczna coraz częściej każe nam miejscowym otwierać bagażniki samochodów. Wydaje mi się jednak, że na tym się skończy – co najwyżej na częstszych kontrolach. Poważniejszych obaw nie mam.