Kto wymyślił nazwę dla tego planu, musiał być strasznym kpiarzem, skoro operację opatrzył nazwą kojarzoną z Bożym Narodzeniem, której celem były „zatrzymania i umieszczenia w uprzednio przygotowanych aresztach i więzieniach wytypowanych osób, uznanych za groźne dla bezpieczeństwa państwa". Autor mógłby też przyrodnikiem z zamiłowania, bo wcześniej plan internowania opatrzono kryptonimem… „Wrzos”. Zmieniono nazwę operacji po tym, jak płk Ryszard Kukliński przekazał CIA plany operacyjne wprowadzenia stanu wojennego. Zmieniono nazwę, ale nie istotę akcji, w której celem stało się nie 1,2 tys. osób (jak było kilka miesięcy przed 13 grudnia), ale prawie 10 tys.
Planiści zakładali, że trzeba byłoby objąć ok. 40 tys. groźnych dla ludowego państwa. Obniżyli pułap, bo pewnie stwierdzili, że nie byłoby dla takiej rzeszy miejsc w więzieniach. W nocy z 12 na 13 grudnia MO i SB zakajdankowali 3173 „niebezpiecznych”. Generałowie Jaruzelski i Kiszczak pewnie nie byli zadowoleni z pierwszego dnia realizacji „Jodły”. Wielu z listy do internowania uniknęło, na krócej lub dłużej, wywózek do zakładów karnych. Jednym z nich był górnik Leszek Witelus. Wówczas był we władzach Krajowej Komisji Górnictwa Solidarności. 11 i 12 grudnia w Gdańsku obradowała Komisja Krajowa „Solidarności”.
Tak wspominał te czasy: – Pojechałem z dwoma chłopakami, też górnikami, do Gdańska, żeby porozmawiać z Lechem o sekcji górnictwa węgla kamiennego. 12 grudnia rozmawialiśmy, tak od 20:30, z godzinę. Coś mnie zaniepokoiło, jak już kończyliśmy rozmowę, gdy Lechu powiedział, że jak przyjedziemy do domu, to mamy przekazać, że on zawsze był z górnikami i zawsze z nimi będzie. Teraz to człowiek jest mądry, jak zna fakty. Mnie wtedy do głowy nie przyszło, że coś może być... Nawet po tym, jak w hotelu Jacek Kuroń mówi mi: „Jest źle, będzie bardzo źle, musicie to wytrzymać”. Witelusowi i jego kolegom udało się wrócić do Katowic. Na dworcu widział, jak milicja zakuwa w kajdanki Tadeusza Jedynaka. Witelus nie był tak znany. Udało mu się. Nie na długo. 23 grudnia zgarnęła go SB. Siedział w ciężkim zakładzie karnym w Raciborzu, potem w lżejszym - w Zabrzu-Zaborzu.
Mało znany jest fakt, że na liście do internowania umieszczono także… rodziny elementów antysocjalistycznych”. Przypomina o tym historyk IPN, Grzegorz Majchrzak: „Chyba najbardziej znanym przykładem jest rodzina Kuroniów – oprócz Jacka internowano jego żonę Grażynę (Gaję) oraz syna Macieja. Zdarzało się, iż ekipa przychodząca po męża mijała się na schodach z funkcjonariuszami wysłanymi po żonę. W tym przypadku dodatkową szykaną było umieszczanie dzieci zatrzymanych nie u najbliższej rodziny, lecz w domu dziecka”.
W 48 „miejscach odosobnienia” (tak to urzędowo określano więzienia dla internowanych) przetrzymywano uwięzionych solidarnościowców do 23 grudnia 1982 r. Wówczas wypuszczono ostatnich 62 internowanych. Trzeba jednak podkreślić, że nie wszyscy z objętych akcją „Jodła” mogli wracać do domów. Niektórzy, mieli procesy, i zamieniali „internat” i status internowanego za więzienie i skazanego. Z więzień nie wyszli m.in. Andrzej Gwiazda, Karol Modzelewski, Jan Rulewski. Wg danych IPN internowano 9736 osób. W 396 przypadkach internowano ponownie. Większość stanowili mężczyźni (8728, kobiet – 1008). 92 proc. z zamkniętych mocy prawa stanu wojennego stanowili mieszkający w miastach. 72 proc. z internowanych to osoby, które nie miały więcej niż 40 lat.