Kazimierz Kujda (66 l.) jest prezesem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Ważniejsze jest to, że od 25 lat był w gronie najbardziej zaufanych osób prezesa Kaczyńskiego. W latach 1995-98 i 2008-15 był prezesem spółki Srebrna. Według oświadczenia majątkowego prezesa PiS pożyczał też mu pieniądze (25 tys. zł). We władzach i radach nadzorczych Srebrnej nigdy nie pojawiały się osoby przypadkowe. Zasiadali w nich m.in.: Lech Kaczyński, Adam Lipiński, Marek Suski, Mariusz Kamiński, Krzysztof Czabański, Ryszard Czarnecki, rodzina prezesa Kaczyńskiego. I, jak się okazuje, agent SB, TW "Ryszard".
Opozycja ma używanie.
- Mroczna przeszłość z PRL dopadła prawą, biznesową rękę prezesa Kaczyńskiego - mówi Tomasz Siemoniak (52 l.) były szef MON za rządów PO.
- To fatalna okoliczność dla partii, która zawsze próbowała odcinać się od obciążeń PRL- dodaje.
Co na to politycy PiS? Dominują dwa przekazy. Pierwszy, że jest to zaskoczenie i ani oni, ani prezes Kaczyński o niczym nie wiedzieli. I drugi, że sam podpis i pseudonim jeszcze o niczym nie świadczą.
Powiedzmy, że prezes nie wiedział. Tylko dlaczego? Ministrowie związani z PiS mieli dostęp do tzw. zbioru zastrzeżonego IPN (archiwów, które służby z różnych powodów zdecydowały się nadal utajniać). Czyżby ktoś z nich trzymał tę bombę w rękawie, by odpalić ją w odpowiedniej chwili?
PiS chciał uchodzić za partię pryncypialną w sprawie postaw moralnych w czasach PRL. Tolerował jednak ludzi z bogatą przeszłością w PZPR (Wojciech Jasiński (70 l.), Stanisław Kostrzewski (70 l.)), czy komunistycznym „aparacie niesprawiedliwości” (prokuratorzy Andrzej Kryże (70 l.) i Stanisław Piotrowicz (66 l.)). Dominował pogląd, że prezes Kaczyński używa tych ludzi świadomie, jako narzędzi w swoich rękach. Agentami SB do tej pory jeszcze się nie posługiwał.