Bez Senatu nie da się też dokonać zmian w Konstytucji, powołać prezesa NIK, czy RPO. Nie dziwi zatem, że PiS złożył do Sądu Najwyższego sześć protestów wyborczych podważając wyniki wyborów w okręgach, w których kandydaci tej partii przegrali o włos z opozycją. Nie ma w tym nic zdrożnego, problem leży w tym, kto te protesty będzie rozpatrywał. Otóż będzie to czynić specjalna Izba wymyślona przez PiS do zadań specjalnych, w tym do rozpatrywania protestów wyborczych. I w tym tkwi przysłowiowy sęk.
Zobaczymy co z tego wyniknie, ale prezes Kaczyński ma jeszcze jeden poważny kłopot. Niespodziewanie w siłę urośli bowiem panowie Ziobro i Gowin. Ich partie współrządzące Zjednoczoną Prawicą zdobyły po 18 mandatów - bez nich PiS nie ma większości także w Sejmie. Sytuacja polityczna wewnątrz Zjednoczonej Prawicy uległa całkowitej zmianie. Wczoraj pan wicepremier Gowin głosował „jak pan prezes przykazał”, ale się nie cieszył, dziś ten polityk będzie mógł z uśmiechem głosować „przeciw”. Pan prezes to szczwany lis i dobrze wie, że królewskie berło zaczyna mu się wysuwać z rąk. Co robić w tej sytuacji? Zapobiec nieszczęściu, oczywiście.
Na przykład znaleźć nowego koalicjanta, pokazać Brutusikom, że król ma już innych dworzan, którzy wiernie staną przy jego boku. Media spekulują, że może to być PSL. Podobno do wzięcia jest stanowisko Marszałka Senatu i zawarcie koalicji rządzącej, odwrócenie sojuszy w samorządach, no i szeroko otwarte drzwi do spółek skarbu państwa. Na przeszkodzie stoi jednak szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, który odżegnuje się od wszelkiej koalicji z PiS-em, za to chętnie zapewnia, że pragnie budować polityczne centrum, bez odchyleń ani w prawo ani w lewo.
Jeśli prezes Kosiniak-Kamysz rzeczywiście okaże się niezłomny, a nowo wybrani senatorowie pozostaną na swoich miejscach, to prezes Kaczyński będzie musiał rozsmakować się w trudnym słowie „koabitacja”, które oznacza współistnienie.