Teraz Rosjanie przedstawili już oficjalny dokument, że życzą sobie ekstradycji Czeczena. Problemu na razie nie mamy, bo Zakajew legalnie do Polski przyjechał i legalnie z niej wyjechał. Trudno wydać kogoś, kogo się nie ma. Ale gdyby się go miało, to czy powinniśmy go wydać? Szukałem argumentów za takim stanowiskiem. Dostarczyła mi go pewna Rosjanka, występująca w telewizji w imieniu chyba tamtejszej prokuratury. Z zaangażowaniem dowodziła, że przecież jej kraj jest demokratyczny, ma niezależne sądy, które wnikliwe sprawę Zakajewa zbadają i wydadzą odpowiedni wyrok. Słusznie, tak przecież działają demokratyczne sądy. Sędziów nic nie obchodzą naciski jakichś premierów czy prezydentów, bo są przecież niezależni i mądrzy.
Moja pamięć płata mi jednak figle. Tak mi się akurat przypomniał w związku z tym wyrok rosyjskiego sądu z roku 2009 dotyczący sprawy Katynia. Niezależny sędzia z Moskwy Igor Kananowicz, rozstrzygając sprawę rehabilitacji kilkunastu Polaków zamordowanych strzałem w tył głowy, uznał, że ślad po kuli w czaszce nie jest dowodem rozstrzelania. Niestety, naprawdę tak uznał. Czy chcielibyśmy, żeby ktoś pokroju niezależnego Kananowicza sądził Zakajewa?