Sprawa Cezarego Grabarczyka umorzona. Broń ministrowi ZAŁATWIŁA policja

2015-08-14 11:26

Polityk PO Cezary Grabarczyk (55 l.) po wybuchu afery z pozwoleniem na broń może mówić o dużym szczęściu. Prokuratura nie doszukała się w stosunku do niego znamion przestępstwa i sprawę umorzyła. Jednak jak wynika z prokuratorskich akt, to, co w tej sprawie wyczyniali policjanci, woła o pomstę do nieba.

Chodzi o głośną aferę z wyrabianiem pozwolenia na broń przez Cezarego Grabarczyka w 2012 r. Pod koniec lipca br. prokuratura w Ostrowie Wlkp. umorzyła śledztwo dotyczące roli polityka w aferze. Uznała, że nie poświadczył on nieprawdy w dokumentach, które podpisywał, starając się o pozwolenie. Ale według śledczych policjanci, którzy egzaminowali Grabarczyka, robili wręcz wszystko, by ten z pominięciem formalnych procedur egzamin zdał.

Z uzasadnienia umorzenia śledztwa wynika, że Grabarczyk w styczniu 2012 r. pojawił się w komendzie policji, by uzyskać pozwolenie na broń. Żeby złożyć taki wniosek, trzeba było wnieść opłatę administracyjną w wysokości 242 zł. "Naczelnik komendy wojewódzkiej policji wezwał do gabinetu jedną z pracownic wydziału i polecił jej dokonanie opłaty w pobliskim banku" - czytamy w prokuratorskich aktach.

Polityk w specjalnym trybie zdawał też egzamin. Nie było trzyosobowej komisji, która musiała potwierdzić prawidłowość egzaminu. A w dniu, kiedy pojawił się na strzelnicy, powinien mieć już zaliczoną część teoretyczną. Nie miał. Z kolei egzamin praktyczny wyglądał bardziej jak towarzyskie spotkanie aniżeli poważny sprawdzian.

W rozmowie z "Rzeczpospolitą" polityk nie miał sobie jednak nic do zarzucenia. - Jak się przychodzi do urzędu, to się poddaje jego procedurom - powiedział krótko Grabarczyk.

Przypomnijmy, że po wybuchu afery polityk przestał być ministrem sprawiedliwości. W aferze zarzuty usłyszeli jedynie łódzcy policjanci.

Zobacz: Nowy sondaż wyborczy: PO dogania PiS! Kaczyński powinien się bać?