Leszek Miller: Słońce i deszcz

2011-12-28 3:00

Ledwo zdążyliśmy ruszyć po świętach, a już trzeba hamować przed sylwestrem. Nie przewiduję większych wydarzeń w naszym kraju przed końcem roku i jak większość z Państwa wolę pozostać w emocjach rodzinnej wieczerzy, ale już czekamy na "nowe", które może przynieść tak wiele niekoniecznie przecież tylko pomyślnych niespodzianek.

Przez cały mijający rok dzieliłem się z Czytelnikami "Super Expressu" moimi obserwacjami, starając się pisać o sprawach, które obchodzą obywateli, a nie wyłącznie reprezentujących ich polityków. Bacznie śledziłem komentarze do moich tekstów zamieszczane w Internecie i miałem poczucie satysfakcji, kiedy pisano w nich, że mam rację. Zżymałem się rzecz jasna na głosy polemizujące z moimi felietonami, zwłaszcza kiedy były dalekie od meritum. Za wszystkie opinie bardzo dziękuję.

Rankingi wydarzeń i ludzi, zwycięstwa i upadki, starcia i konflikty, tragedie i sukcesy - media mają skłonności do porządkowania w ten sposób odchodzącego roku. My także dokonujemy swoistego bilansu minionych dni, które w życiu każdego z nas przeważnie bywają ważniejsze od tych z pierwszych stron gazet, choć czasami także i one mogą nas bezpośrednio dotyczyć.

Dzisiaj znacznie łatwiej jest spojrzeć za siebie, niż przewidywać, co nas czeka. I bardziej bezpiecznie, bo przecież ludzie nie lubią polityków, którzy ich straszą kryzysem, bezrobociem i inflacją. Prawda czasami bywa bolesna, a zasada, iż posłańcy przynoszący złe wieści nie są dobrze traktowani, nadal obowiązuje, choć współcześnie nie są stosowane aż tak drastyczne metody ich karania.

Myślę, że wielu z nas może powiedzieć, że był to rok pełen zarówno złych, jak i dobrych wiadomości - jedni martwili się, jak przetrwać, inni - spokojnie żyli w miarę przewidywalnej przyszłości. Tylko nieliczni wykorzystywali najlepszą w życiu passę.

Spotkaliśmy na swojej drodze ludzi życzliwych, ale także takich, którzy nas zawiedli. Przyjaciół, na których możemy liczyć i takich, którzy natychmiast uciekają, kiedy tylko przeczuwają, iż nasz statek może zacząć nabierać wody. Pochlebców, garnących się do wygranych, i tchórzy, kopiących leżącego. Zyskaliśmy sporo wiedzy o ludziach - może pomoże nam ona lepiej dobierać tych, którym zaufamy w nowym roku.

Zebraliśmy kolejne doświadczenia, czasem świeciło słońce, często padał deszcz, a zawirowania życiowe łamały niektórych jak dorodne drzewa w czasie potęż-nej wichury. Jednym coś w życiu wyszło, inni - wszystko przegrali. Może zabrzmi to banalnie, ale tak to właśnie jest. Każdego roku ktoś żegna się z mijającym czasem z poczuciem zwycięstwa, a inny - z dominującym przekonaniem o klęsce życiowych planów i zamierzeń. Czasami bywa tak, że w następnym roku zamieniają się rolami.

Zatem może jednak lepiej myśleć o nadchodzącym roku? O nadziejach, które z nim wiążemy - czasem bardzo skromnych, czasami odważnych i wymagających poświęceń.

Pisząc o rozliczeniach, jakich zwykle dokonujemy pod koniec grudnia w cichym dialogu z samym sobą, nie jest moim zamiarem sianie niepokoju. Mam wielką nadzieję, że wielu z nas zakończy mijający rok z pozytywnym bilansem i życzenie "oby nie było gorzej" nie będzie tym najczęściej wymienianym w sylwestrowy wieczór. Pogodnego, zdrowego i szczęśliwego Nowego Roku!