"Super Express": - Na okładce pańskiej książki uśmiechnięci Jarosław Kaczyński i Donald Tusk podają sobie ręce... Dziś już niemożliwe?
Prof. Antoni Dudek: - Wie pan, kiedy to zdjęcie było robione? 5 czerwca 1992 r.
- Nazajutrz po upadku rządu Olszewskiego i tzw. nocy teczek?
- Dokładnie! Kaczyński był głównym obrońcą rządu, a Tusk jednym z obalających. W polityce nie wszystko jest udawane, ale jest w niej dużo teatru. Politycy niekiedy demonstrują przesadną agresję albo przyjaźń, a w tle jest zupełnie coś innego. Kiedy szczerze porozmawiamy z posłami, to przyznają, że ich głównym rywalem nie jest ktoś z innej partii, ale kolega partyjny z tego samego okręgu. Przyczyną tego jest fatalna ordynacja.
- Prof. Paweł Śpiewak spór Tuska i Kaczyńskiego opisał przed laty w rozmowie z "SE": "widzę, że oni się bardzo kłócą, ale nie mam pojęcia o co".
- Zgadzam się z prof. Śpiewakiem, sztuczne podgrzewanie tych emocji było na rękę liderom PO i PiS, konsolidowało elektoraty. W wielu kwestiach te partie są jednak blisko, co pokazała niedawno choćby sprawa związków partnerskich, ujawniając jak duże jest skrzydło konserwatywne w Platformie.
- Rozmawiamy przed 3. rocznicą katastrofy smoleńskiej. Na ile spór wokół niej też jest teatrem?
- Katastrofa zmieniła polską politykę. To już nie jest głównie spór osobisty dwóch polityków. Dziś widać, że Kaczyński zmierza do władzy nie tylko, żeby odsunąć od niej Tuska, ale żeby postawić go później przed takim lub innym sądem czy trybunałem. Tusk sugeruje zaś, że PiS jest śmiertelnym zagrożeniem nie tylko dla PO, ale dla demokracji. Mówi, że nie sposób sobie ułożyć w jednym państwie życie z Kaczyńskim. Z obu stron padły już najcięższe oskarżenia. Można się cieszyć, że oprócz dramatu w Łodzi, kiedy zabito działacza PiS, ten spór nie przybrał formy fizycznej agresji. Polacy zdali egzamin z dojrzałości politycznej lepiej, niż podgrzewający nastroje politycy.
- Niektórzy powiedzieliby, że to jeszcze jeden wyraz chłodu społeczeństwa wobec życia publicznego. We Francji z błahszych powodów wychodzą tłumy...
- W tym sensie to prawda. Polacy wychodzą na ulicę, żeby okazać żałobę, a nie emocje polityczne. Rzeczywiście są wycofani, zaangażowanie obywatelskie plasuje nas daleko za krajami UE. To w dużej mierze wynik kryzysu edukacji. Młodych ludzi nie uczy się obywatelskości i samodzielności. To daje zastępy młodych biernych Polaków. Sam jestem wykładowcą i widzę zapaść szkolnictwa. I biję się w piersi, że nie ogłosiłem strajku głodowego, gdy w Polsce rozbijano studia z jednolitych 5-letnich magisterskich, na system boloński - licencjat i magisterium. To taka sama katastrofa jak wprowadzenie gimnazjów, wszyscy to widzą, ale nikt z tym nic nie robi. I brniemy w to głębiej, bo premier Tusk ma filozofię "żadnych głębszych reform".
- Dlaczego ten podział postsmoleński jest mniej udawany, równie istotny jak ten na postkomunę i postsolidarność?
- Przesądza o tym rozmiar katastrofy. Skala wydarzenia była unikalna. Zginął prezydent i jak często się mówi, znacząca część elit polskiego narodu. To nie jest przesada. Szefowie wszystkich rodzajów sił zbrojnych, wielu parlamentarzystów, ministrów, szefów ważnych instytucji. Do tego kontekst - lecieli do Katynia. To będzie inspirowało i motywowało, tak jak dla wielu ludzi wciąż jest ważne, czy jakaś osoba publiczna była w SB, PZPR czy jednak w Solidarności.
- To jeszcze trwalej okopie nas w podziale na PO kontra PiS?
- Tylko pozornie. PO i PiS najbardziej się tu różnią, ale wypowiedzi polityków lewicy są też bardzo krytyczne wobec rządu Tuska. To inny krytycyzm niż PiS, ale wyraźny. Charakterystyczne są tu wypowiedzi byłego premiera Cimoszewicza, który dystansując się od zamachu mówi o błędach rządu Tuska. Co więcej, jak tylko pozycja Tuska osłabnie, to wewnątrz Platformy pojawi się krytyka, że premier i jego ludzie nie wszystko robili jednak tak jak trzeba.
- W książce napisał pan: "chroniczny konflikt między głową państwa a szefem rządu doprowadził do brzemiennego w skutkach rozdzielenia wizyt prezydenta i premiera w Katyniu". To była praprzyczyna?
- Tak. Gdybyśmy mieli system prezydencki albo kanclerski, to do Katynia poleciałaby jedna delegacja na spotkanie z Putinem. Wiemy już, że lotnisko podczas pierwszej wizyty było z tego powodu lepiej przygotowane przez Rosjan. Przyczyną słabości polskiej polityki jest przekleństwo roku 1990...
- Czyli?
- Powszechne wybory prezydenckie przy jednoczesnym ograniczaniu władzy prezydenta. Powszechny wybór nie jest zły, ale w systemie prezydenckim. U nas daje się zaś bardzo silny mandat głowie państwa, którą wrzuca się w system parlamentarno-gabinetowy. Trzeba się zdecydować! W konsekwencji mamy ciągłe konflikty premierów z prezydentami I nie chodzi o osobowości Tuska czy Kaczyńskiego. Były też spory Kwaśniewskiego z Millerem...
- A co z państwem? "Państwo się sprawdziło" mówiono...
- Nie podzielam ani skrajnych opinii o zdradzie, ani pełnych samozadowolenia deklaracji, że zrobiono wszystko, co było możliwe, i państwo się sprawdziło. I nadal się nie sprawdza. Symboliczne wręcz jest to, że w trzy lata po katastrofie wciąż nie mamy bezpiecznego samolotu rządowego.
- W rocznicę katastrofy premier Tusk będzie w Nigerii. Raczej nie ze względu na wagę odwiecznej przyjaźni polsko-nigeryjskiej. Świadoma strategia?
- Strategia "ciszej nad tą trumną" wydaje się dziś politykom Platformy optymalna, ale mam wątpliwości, czy to się uda. Skala katastrofy była jednak zbyt duża, żeby to się udało zamilczeć. W krótkiej perspektywie da PO jakieś profity, ale w dłuższej za to zapłacą. Istotne mogą być już wybory w 2015. Przed ostatnimi wyborami o pewnych rzeczach jednak nie wiedzieliśmy, choćby o skandalu z zamianą ciał ofiar. Do 2015r. takich spraw może być więcej.
Prof. Antoni Dudek
Historyk, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego