Janusz Sanocki zachorował pod koniec listopada 2020 roku na COVID-19.
"Dopadł mnie COVID i z ciężkim zapaleniem płuc leżę w szpitalu w Opolu. Zostałem przyjęty w czwartek, trzy dni czekałem na wynik testu" - pisał wówczas w mediach społecznościowych.
Mimo, że polityk borykał się z chorobą, wraz z jej rozwojem nie zmieniał sceptycznego podejścia do pandemii. "Podtrzymuję wszystkie moje krytyczne uwagi na temat wariackiej i robionej na pokaz rzekomej 'walki' z COVID-em. Trzymajcie kciuki, żeby mnie nie pożarło" - dodał we wpisie.
1 grudnia 2020 Sanockiego przetransportowano do szpitala w Kędzierzynie-Koźlu. Tam został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej i podłączony do respiratora. Mimo pomocy medycznej polityk zmarł siedem dni później.
Piotr Zgorzelski przytoczył w mediach jedną z ostatnich rozmów z Januszem Sanockim, o której wspomniał w programie "Kawa na ławę" na antenie TVN24. - Janusz Sanocki był osobą, która prezentowała bardzo radykalne poglądy w stosunku do szczepień i pandemii. Jeszcze u mnie w gabinecie mówił, że najlepsza na COVID jest "lufka". Mówił, żeby "strzelić lufkę, dwie i w ogóle się tym nie przejmować" - powiedział polityk PSL i kontynuował. - Na 15 minut przed podłączeniem pod respirator zadzwonił do mnie i powiedział, że trzeba się jednak szczepić. Tak do mnie powiedział Janusz Sanocki, który już nie żyje - podkreślił Zgorzelski.