Dzisiaj w "Super Expressie" opisaliśmy, jak szef UDSKiOR Jan Ciechanowski korzysta ze służbowego auta, które podwozi go na wykłady na warszawskiej uczelni. I odwozi, po skończonych zajęciach ze studentami.
Minister twierdzi, że nic zdrożnego nie robi. Jednak w swoich tłumaczeniach wije się jak piskorz. - Zajęcia na Uniwersytecie Warszawskim prowadzę w roku akademickim dwa razy w tygodniu w godzinach 16.45-20.00. To są najpóźniej odbywające się zajęcia. Czasami korzystam z samochodu służbowego, by dojechać na Uniwersytet, gdy obowiązki służbowe (np. uroczystości, spotkania) uniemożliwiają mi dojazd na czas we własnym zakresie. Ja jednak pracuję w Urzędzie do bardzo późna, dlatego w takich przypadkach po zajęciach normalnie wracam do Urzędu, by kontynuować pracę. W przypadku, gdy jestem na urlopie albo mam czas na dojazd, czyli obowiązki służbowe mi to umożliwiają, korzystam z transportu miejskiego. Ponadto, często przed zajęciami albo po zajęciach mam uroczystości na mieście albo spotkania służbowe, także w okolicy UW. Jeżeli te uroczystości czy spotkania odbywają się w okolicy UW, wtedy już na same zajęcia udaję się na ogół piechotą. Czasami wracam też z zajęć pieszo (15 minut). Z powyższego wynika, że nie wykorzystuję samochodu służbowego do celów prywatnych - napisał nam Ciechanowski.
Jak na ministra, to dość oryginalna interpretacja wykorzystywania samochodu służbowego, nieprawdaż? Urzędnik pracuje do późna w nocy, więc auto go tylko podwozi na wykłady i odwozi do pracy... Czy tak jest faktycznie, to powinna wykazać kontrola resortu pracy, nadzorującego Ciechanowskiego. Łatwo sprawdzić, dzięki kartom wyjść i wejść do urzędu, czy minister pojawiał się po 20tej w urzędzie w dniach, w których prowadził wykłady. No i czy odebrał sobie nadgodziny, bo przecież nocny wysiłek powinien być według prawa pracy nagrodzony...
Zobacz: Ciechanowski służbową limuzyną jeździ na prywatne wykłady