Środek tygodnia. Jeden z budynków UW przy Nowym Świecie. Niedaleko bramy parkuje służbowe auto ministra od kombatantów. Wysiada z niego Jan Ciechanowski i żwawym krokiem kieruje się do jednej z wykładowych sal, gdzie czekają już studenci. A pod budynkiem wiernie czeka jego kierowca. Ciechanowski kończy zajęcia kilka minut po godz. 20. Szybko wsiada do limuzyny będącej własnością Urzędu ds. Kombatantów i rusza w stronę Centrum.
Czy to etyczne, że szef urzędu wykorzystuje auto do prywatnych celów? Ciechanowski plącze się w swojej odpowiedzi. - Zajęcia na UW prowadzę dwa razy w tygodniu, w godzinach 16.45 - 20.00. To najpóźniej odbywające się zajęcia. Czasami korzystam z samochodu służbowego, by dojechać na UW, gdy obowiązki służbowe uniemożliwiają mi dojazd na czas we własnym zakresie. (...) Po zajęciach wracam do Urzędu. (...) Z powyższego wynika, że nie wykorzystuję samochodu do prywatnych celów - twierdzi Ciechanowski.
To nie pierwsza kontrowersyjna sprawa dotycząca ministra. "SE" opisywał jego egzotyczne podróże służbowe. W listopadzie ubiegłego roku urzędnik wybrał się za kilkanaście tysięcy złotych do Brazylii. Wcześniej gościł m.in. w Nowej Zelandii i Australii. Ciechanowski potrafił też docenić byłą sekretarkę, a obecnie szefową gabinetu Monikę Lelejko. W 2014 r. dostała ona 58 tys. zł nagród. Wtedy minister się bronił, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Teraz tłumaczy się podobnie. Ciekawe, co na to resort pracy, któremu podlega minister.