"Super Express": - Jak pan ocenia początek przejmowania władzy przez PiS?
Sławomir Sierakowski: - Bardzo partiocentryczne. Szydło dziękowała partii, mówiła o partii, chwaliła partię, dziękowała wyborcom jej partii. Nie tylko prezydent, ale także premier reprezentuje całe społeczeństwo, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Prezydent Duda od początku zrezygnował z ambicji zdobycia uznania poza swoimi wyborcami. Jeśli podobnie postępować będzie Szydło, to pogłębi jeszcze podział istniejący w Polsce. Nie jest dobrze, jeśli władza wywołuje w społeczeństwie tylko dwa uczucia - miłości lub nienawiści.
- Przy okazji desygnowania Beaty Szydło na premiera przemówienie prezydenta Dudy odebrano jako "zbyt uniżone" wobec prezesa Kaczynskiego.
- Powściągliwie pan to ujął. To był hołd wiernopoddańczy. Brakowało tylko tego, żeby prezydent ukląkł i pocałował w pierścień Jarosława Kaczyńskiego. Nominacja Beaty Szydło to był właściwy moment. Prezydent podczas nominacji premierki pokazał, że żadne z nich nie posiada realnej władzy.
Zobacz: Jurgiel: Gowin w rządzie, Ziobro to inna sprawa
- Czy to, co się działo w Sejmie (Komisja ds. Służb Specjalnych), to istotna sprawa, czy rytualny protest opozycji?
- Opanowanie przez partię Trybunału Konstytucyjnego i służb specjalnych to wyrwanie dwóch bardzo ważnych fundamentów porządku demokratycznego. A przecież PiS do władzy szedł z ideą "pakietu demokratycznego", czyli rozszerzenia, a nie ograniczenia demokracji w parlamencie. Trudno to nazwać inaczej niż kolejnym kłamstwem po nominowaniu Macierewicza na szefa MON zamiast zapowiedzianego Gowina czy wystawieniu do wiatru frankowiczów i tych, którzy mieli nadzieję na przywrócenie poprzedniego wieku przechodzenia na emeryturę. Wolałbym użyć mniejszych słów, ale inaczej się tego nie da nazwać.
- Pozycja PiS po odejściu Ewy Kopacz z funkcji szefowej opozycji będzie silniejsza? Czy przeciwnie, skoro była kiepskim politykiem, to opozycję to wzmocni?
- Kopacz na pewno może się sprawdzić w pracy parlamentarnej i partyjnej. Ale nie powinna przewodzić Platformie, jeśli ta chce się podnieść z kryzysu. Należy jej się szacunek za to, że potrafiła uznać ten fakt i ustąpić.
- Kto w tej sytuacji najlepiej nadaje się na przywódcę Platformy?
- Obawiam się, że władzę przejmie Schetyna, a to też nie jest polityk, który odnowi partię. To oznacza eseldyzację PO, bo Schetyna jest za silny, żeby przegrać walkę o władzę, i za słaby, żeby poprowadzić partię do sukcesu. Dla PO byłoby najlepiej, gdyby przeanalizowała dobrze problemy SLD. Po klęsce wyborczej pozostali tam albo młodzi i słabi, albo silni i zużyci. Najpierw rządzili jedni, później drudzy, ale nikomu partii podnieść się nie udało. Dla PO idealnie byłoby, gdyby Schetyna, Kopacz i starszyzna partyjna stworzyli mechanizm wyłaniania przywódcy, coś w rodzaju prawyborów, do których zgłosiłoby się co najmniej kilku polityków, także zupełnie nowych. Jeśli PO się nie otworzy, to powoli - jak wcześniej SLD - będzie tracić znaczenie w polityce.
- Na to się jednak nie zanosi.
- No właśnie, a potrzeba silnej opozycji jest coraz większa, bo widzimy, że już pierwsze działania PiS zaczynają zagrażać demokracji. W obecnej sytuacji na naturalnego przywódcę sejmowej opozycji wyrasta Ryszard Petru. Jeśli PO dostanie się w ręce Schetyny, Petru powinien mieć plan przejęcia albo PO, albo jej elektoratu. W przeciwnym razie na scenie politycznej zostanie tylko PiS. I obudzimy się w Budapeszcie, gdzie siła Orbana wzięła się z zupełnej zapaści opozycji.