Sławomir Neumann: Dymisja Arłukowicza to gdybanie [OPINIE SUPER EXPRESS]

2014-12-29 3:00

Rozmowa z wiceministrem zdrowia Sławomirem Neumannem.

"Super Express": - Jak źle musi pracować Ministerstwo Zdrowia, żeby premier musiała wam wysyłać pełnomocnika, by was pilnował?
Sławomir Neumann: - Nie sądzę, żeby chodziło tu o ocenę naszej pracy. Odeszło dwóch wiceministrów i na ich miejsce przychodzą nowe osoby. Jedna z nich oprócz tego, że będzie wiceministrem, będzie także pełnomocnikiem do zadania, które wykracza poza możliwości Ministerstwa Zdrowia, czyli ustawy o zdrowiu publicznym.
W czym jest problem?
Ustawa obejmuje interesy kilku resortów. Było kilka podejść i zatrzymywaliśmy się na mocnym głosie sprzeciwu ze strony tych ministerstw. Nie chciały, żebyśmy wchodzili w ich kompetencje. Takie umocowanie pełnomocnika jest szansą na przełamanie w tej sprawie.
Na zewnątrz ci pełnomocnicy premier wyglądają jak demonstracja braku zaufania premiera...
Najbliższy czas pokaże, że to nieprawdziwa teza.
Córka pani premier w wywiadzie dla "Newsweeka" wyznała, że Ewa Kopacz sypia po 2-3 godziny na dobę. Może wy w ministerstwie zdrowia sypiacie za dużo?
Dużo pracujemy. Choć przyznam, że muszę spać przynajmniej 5 godzin. Jestem śpiochem.
Czyli nie dostosował się pan do wysokich standardów ładu korporacyjnego Ewy Kopacz?
Nie mogę, bo fizycznie nie mogę spać mniej.
Może pełnomocnik to przygotowanie kogoś, kto zastąpi ministra Arłukowicza?
Nie. Bartosz Arłukowicz jest odwoływany raz na pół roku.
Za chwilę służbę zdrowia czeka mała rewolucja w postaci pakietu onkologicznego i kolejkowego. Łatwo będzie na niego zrzucić odpowiedzialność, a pani premier powołując pełnomocnika będzie mogła powiedzieć - wiedziałam, że coś tam nie gra.
Zawsze łatwo na niego zrzucić. Minister zdrowia zawsze stąpa po polu minowym i łatwo trafić na minę. Od 1 stycznia szykuje się zmiana systemowa i pierwsze miesiące na pewno będą trudne. Wszyscy będą się uczyć, jak w tej rzeczywistości funkcjonować.
I zgodnie z tradycją MZ czeka nas chaos. Opinia publiczna będzie wściekła. Kozła ofiarnego trzeba będzie znaleźć. Może więc dni Arłukowicza są policzone?
Uważam to za gdybanie.
Zapowiedział pan, że będzie pan kandydował na szefa pomorskiej PO i nie wyklucza pan, że w razie zwycięstwa odejdzie pan z MZ. Nie jest to próba ucieczki przed panią pełnomocnik?
To żadna ucieczka. Po prostu, jeśli okaże się, że nie uda mi się połączyć pracy w ministerstwie i szefowania w regionie, to złożę rezygnację z funkcji wiceministra. Może uda się to połączyć. Zakładam, że się uda. Ewentualna rezygnacja będzie dopiero wtedy, kiedy pakiet onkologiczny i kolejkowy uda się wprowadzić i wszystko będzie działało.
Może po prostu w pomorskiej PO panuje taka Sodoma z Gomorą, że trzeba będzie rzucić wszystkie siły, żeby posprzątać po rządach Sławomira Nowaka?
Żadnej Sodomy z Gomorą tam nie ma. Na Pomorzu mamy honor być liderem PO i nasze wyniki tam są zawsze najlepsze w kraju. Ponieśliśmy jakieś straty w wyborach samorządowych i teraz musimy to odrabiać. Mamy też czego bronić. Pomorska PO ma 16 posłów i 6 senatorów. Utrzymanie tego stanu posiadania będzie podstawowym zdaniem. A po drodze jeszcze wybory prezydenckie, w których chcemy, aby Bronisław Komorowski wygrał już w I turze.
W PO chyba nikt nie liczy, że może być inaczej i już wiedzą, że II tury nie będzie.
Jeżeli tak podejdziemy do sprawy, to możemy mieć problem z I turą. To wcale nie będą łatwe wybory. Jak zacznie się regularna kampania - nie będzie ona najczystsza i najmilsza - to nie będzie łatwo bez ciężkiej pracy zakończyć walki o Pałac Prezydencki już w I turze.
Boicie się Dudy?
Nie o to chodzi, że się boimy. Wybory są dopiero za pół roku. Nastroje społeczne w tym czasie mogą się zmienić i dzisiejsze wyniki sondażowe nie muszą być wynikiem wyborczym. Poza tym z kampanii prezydenckiej od razu przejdziemy do kampanii parlamentarnej.
I jak zamierzacie to wszystko rozegrać? Powrót do ostrego zwarcia z PiS? Wygląda na to, że PO tylko na tym może budować poparcie.
Wydaje mi się, że dla wielu Polaków jesteśmy gwarantem tego, że PiS nie dojdzie do władzy. Jak Polacy zaczną w to wątpić, będziemy mieli kłopot.
Innych pomysłów brak?
Nie. Spora grupa wyborców docenia to, co robimy w spokoju dla Polski. Być może nie jest to festiwal fajerwerków, ale nasz kraj się rozwija i jego pozycja w Unii jest nieporównywalna z tym, co było przed siedmiu laty. Od tamtego czasu mieliśmy przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, komisarza ds. budżetu, ma prezydenta UE, uzyskała 300 mld zł europejskich funduszy. To są absolutne hity.
PiS powiedziałby, że to wszystko nagroda za usłużność Tuska wobec Merkel, a nie realna siła Polski.
Jeżeli wyrazem usłużności jest te 300 mld i najważniejsze stanowiska w Unii, to rozumiem, że to zupełne odloty PiS, który uważa, że lepiej się bić z każdym, nie mieć nic i być izolowanym tak jak Orban. Są różne drogi. Uważam, że Polsce służy to, co robi PO, a nie to wariactwo, które proponuje PiS. To bowiem skończy się kordonem sanitarnym wokół naszego kraju i tak jak za rządów Kaczyńskiego nie będziemy mieli żadnych sojuszników ani na Wschodzie, ani na Zachodzie.
PO najwięcej straciła wśród młodych. Można odnieść wrażenie, że nic im nie daliście przez te wszystkie lata swoich rządów.
Młodzież z natury rzeczy jest niepokorna. Rzadko kiedy popiera władzę, najczęściej ją kontestuje. Trudno więc rządzącej partii mieć duże poparcie wśród młodzieży. Młodzi zawsze oczekują od władzy bardzo dużo. Nawet jeśli zapytają swoich rodziców, czy ktoś im takie warunki, jakie dziś mają oni, stwarzał.
Nie brakuje socjologów i ekonomistów, którzy twierdzą, że dzisiejsze pokolenie 20-latków będzie pierwszym w Polsce, zarabiającym gorzej niż ich rodzice. To jest chyba największe wyzwanie dla każdego polityka.
Musimy im pokazać, że to nie jest prawda. Rozumiem oczekiwania, że kończąc studia młodzi chcą dobrze zarabiać. Z drugiej strony mamy jednak pracodawców, którzy mówią, że najpierw muszą zdobyć doświadczenie, muszą pokazać, co potrafią, żeby zarabiać tyle, ile oczekują. Inna sprawa, że bezrobocie powoduje to, iż pensje nie idą w górę. Presja na pensje będzie większa za dwa-trzy lata, kiedy spadające bezrobocie stworzy rynek pracobiorcy a nie pracodawcy.
Nie jest tak, że PO dołożyła do tego cegiełkę? Przez ostatnie lata waszych rządów wzrosły nierówności w relacjach pracownik-pracodawca na korzyść tego drugiego.
Proszę pamiętać, że mieliśmy kryzys. Podstawą było zabezpieczenie gospodarki. Oczywiście, możemy się spierać, czy to było dobre, czy złe, ale Polska pokazała, że to dobra droga. Jako jedynie wyszliśmy na plus w kryzysie.
Mieliśmy przede wszystkim zastrzyk gotówki z Unii. W szczycie kryzysu w gospodarkę poszły olbrzymie pieniądze, które ją napędziły.
Bądźmy uczciwi - nie byliśmy jedyni i na głowę wcale nie mieliśmy największych pieniędzy z Unii. Polska po prostu potrafiła je wykorzystać. Potrafiła zluzować gospodarkę, dać elastyczność przedsiębiorcom, by wytrzymali ten ciężki moment.
Kiedy jednak raz się już zdereguluje rynek, ciężko uregulować go z powrotem i powrócić do zdrowych rozwiązań.
Nie ma co go regulować. Rynek sam wchłonie pracowników. Za chwilę będzie tak, że zabraknie rąk do pracy. Ten problem jest już w niektórych branżach. Naturalną koleją rzeczy będzie więc zwiększanie się płac w walce o pracowników.
Czyli waszą receptą na problemy rynku pracy jest żywioł "niewidzialnej ręki rynku"?
To jedno z rozwiązań. Musi za tym iść działanie państwa, które przygotuje bardziej atrakcyjną ofertę, dającą, szczególnie młodym poczucie większej stabilności. Wyborczo może to jednak nie zadziałać na naszą korzyść. Podobnie jak z pompowaniem pieniędzy w Polskę wschodnią, gdzie i tak wygrywa PiS. Młodzi bowiem dostają od pozbawionej jakiejkolwiek odpowiedzialności opozycji bardzo fajne i proste recepty, które napędzają poparcia niektórym formacjom. Nie zmienia to faktu, że musimy mieć ofertę dla tych ludzi, bo będziemy znacząco przegrywać w grupie wiekowej, która kiedyś była naszą siłą.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail