Sławomir Jastrzębowski: Zabici samobójstwem

2011-02-10 3:20

W sprawie Olewnika możliwe są tylko dwie sytuacje. Pierwsza, w której w naszym pięknym praworządnym kraju mafia związana ściśle ze służbami specjalnymi wchodzi do strzeżonych więzień jak do domu uciech, wiesza niewygodnych świadków, wychodzi być może podśpiewując, a szefom więzień i strażnikom każe trzymać gęby na kłódkę (przepraszam za te kłódki).

I druga sytuacja, w której znani doświadczeni, zahartowani w wieloletnich bojach z dobrem bandyci nagle ni z tego, ni z owego zostają zarażeni straszliwym wirusem "weź się powieś" i w związku z tym, ku zdziwieniu wszystkich, wieszają się jak popadnie, jeden po drugim.

Pierwsza sytuacja jest tak przerażająco logiczna, że aż strach. W sprawie zabójstwa syna biznesmena, w którym od początku roi się od niejasności, niespójności, braku właściwych działań policji i prokuratury, powtarzam - policji i prokuratury, ludzie podpierający się życiowym doświadczeniem myślą sobie: władza kogoś bardzo nie chciała wykryć. Kogo nie chciała wykryć policja i prokuratura w tym śledztwie? Kto jest tak potężny, że może zabijać, pozorując samobójstwa w naszych więzieniach? Oficjalnie nikt. Przecież oficjalnie to nie były zabójstwa, choć opinia publiczna nie uwierzy w taki zbieg okoliczności. Pytanie najważniejsze, kogo mogli zdemaskować swoimi zeznaniami zabici samobójstwem bandyci?

Patrz też: Sprawa Krzysztofa Olewnika: Mafia wieszała więźniów?

Sytuacja druga związana z atakiem wirusa "weź się powieś" nie będzie przeze mnie analizowana, ponieważ jedyną osobą, która wierzy w istnienie takiego wirusa, jest prokurator generalny. Ta wiara ułatwia mu pracę.