Sławomir Jastrzębowski: Tuska "Nie ma z kim przegrać"

2011-09-23 9:36

Mnie osobiście "Tuskobus" leciutko śmieszy. Nie, że całkiem śmieszy. Nie, że jest godny wyszydzenia czy potępienia. Ale - według mnie - zasługuje na mieszankę lekkiej drwiny z dodatkiem ostrożnego podziwu. A dlaczego? Otóż nasz premier Donald Tusk nie tak dawno deklarował publicznie z niemądrą butą, że "Nie ma nawet z kim przegrać".

Był tak pewien dających mu wygraną sondaży wyborczych i miłości kochających go prorządowych mediów (ich namiętność wynika wyłącznie z przerażenia Kaczyńskim), że chyba przestał się starać. I wtedy z kątów zaczęło wyłazić niezadowolenie Polaków nie tylko wyczynami pana Grabarczyka.

Wielu różnych Polaków poczuło się z wielu różnych powodów nabranych przez Platformę. Inna sprawa, że taki już los partii rządzącej, że po 4 latach mocno jest przechodzona. Dźgnięty silnie i boleśnie ostrogą coraz gorszych sondaży premier odpalił więc "Tuskobus", aby bratać się z ludem i z uwagą wsłuchiwać się w jego głos.

Technika wcale trafna, choć nienowa. Ludziom z pewnym życiowym doświadczeniem przypomina nieco epokę Gierka i jego gospodarskie, propagandowe wizyty. Jedzie więc premier do umówionej miejscowości, aby spotkać się w niej z mniej lub bardziej umówionymi ludźmi. I ci ludzie wypowiadają mniej lub bardziej umówione kwestie, inicjując mniej lub bardziej ciekawe wydarzenia.

Ma jednak Tusk rzadką cechę wśród polityków. Olbrzymią inteligencję emocjonalną i odwagę. Potrafi odważnie stanąć twarzą w twarz z ludźmi, którzy go nie znoszą (na przykład kibicami) i walczyć na argumenty. Dziś Tusk z pewnością nie powtórzyłby swojego "Nie ma z kim przegrać". Już wie, że jeśli przegra, to z 4 latami swoich rządów.