Sławomir Jastrzębowski: Tresowanie Palikota

2010-09-14 8:30

CBA zaczęło sprawdzać finanse Janusza Palikota. Teraz zaczęło, akurat. Niby mogło wcześniej. Ciekawe. Finanse Palikota można było sprawdzić w styczniu 2008 roku, kiedy jego pierwsza żona Maria Nowińska zaalarmowała Komisję Etyki Poselskiej, że według niej jej były mąż ukradł jej prawie 40 mln zł. Nie ukradł, że wyciągnął z torebki, ale że ukrył przy podziale majątku. Wtedy jednak nie sprawdzano.

Sprawdzić można też było w marcu 2009 roku, kiedy "Rzeczpospolita" wydrukowała artykuł "Wyborcze słupy Palikota". Z artykułu wynika, że kampania Palikota z 2005 roku wbrew prawu mogła być finansowana przez podstawionych biednych ludzi, którzy nagle sami z siebie wpłacali na kampanię Palikota po kilkanaście tysięcy złotych. Ale i wtedy nic się Palikotowi nie stało. Wreszcie posłem-biznesmenem można się było zająć po szczegółowych publikacjach "Dziennika" zarzucających mu co najmniej nieprzejrzyste transakcje finansowe z firmami z rajów podatkowych, które mogły ocierać się o ukrywanie majątku. W przypływie paniki Palikot pozwał "Dziennik" do sądu, ale przed samą rozprawą wycofał pozwy, tracąc na tym prawie 150 tysięcy złotych. Ale i wtedy nikt się Palikotem nie zajął.

CBA zajęło się nim teraz, kiedy Palikot grozi Tuskowi, że założy swoją partię. Może to rodzaj tresowania Palikota? Dodam, że taki właśnie scenariusz "Super Express" przewidział 20 sierpnia tego roku. W swoim komentarzu napisałem wtedy, co mogłoby się stać, gdyby Palikot naprawdę zechciał rozbijać Platformę: "Złe języki mówią, że wtedy mogłyby zostać poddane skrupulatnej weryfikacji wszystkie finansowe operacje Palikota z ostatnich lat. Oczywiście poseł jest czysty jak szkło, ale historia świata dowodzi, że nawet ludziom niewinnym czasem przypisywano winy".

Co stanie się teraz? Nic. CBA nic nie wykryje, a Palikot po lekcji tresury karnie zajmie miejsce w szeregu. Włos z jego bujnej czupryny raczej nie spadnie. Sporo jednak wie...