Sławomir Jastrzębowski: Resortowe dzieci 2 są dużo głupsze, ale za to ohydniejsze

2014-01-14 3:00

Nie ma dwóch zdań: najgorętszą książką sezonu są bez wątpienia "Resortowe dzieci" autorstwa Doroty Kani, Jerzego Targalskiego i Macieja Marosza. Według wydawcy jest to pozycja, która ma spinać klamrą bardzo różne życiorysy ważnych ludzi mediów, w tym wielu dziennikarzy.

Tą klamrą ma być czynne uwikłanie w komunizm przodków lub samych bohaterów publikacji bądź też ich wazeliniarski stosunek do postkomunistycznych bossów.

Zadanie trudne, nieprecyzyjne, niewdzięczne. Kryteria wcale nie takie ostre i łatwe do skrytykowania. Praca została jednak wykonana i opublikowana. I wtedy zaczęło się robić ciekawie. Przemilczeć taką pozycję było trudno, bo za dobrze się sprzedaje. Zaczął się więc atak, którego, żeby była jasność, nie potępiam, potępiać będę formę.

Przeczytaj: Sławomir Jastrzębowski: Dlaczego Super Express bierze udział w WOŚP?

Podstawą ataku ma być to, że kryteria doboru bohaterów są niejasne i nieprecyzyjne, a celem autorów było opisanie tych, których nie lubią. Nie mam zamiaru bronić autorów, ale załóżmy, że to prawda. No to co? A w wolnym kraju autorzy nie mogą opisywać tych, których nie lubią? Mogą! Ważne czy piszą prawdę, czy nie.

Podać do sądu chce ich Jacek Żakowski za to, że… znalazł się na okładce! I za to, że on wcale nie jest resortowym dzieckiem. Rozumiem, że w ten sposób zdecydowanie odcina się od innych towarzyszy niedoli i nie chce mieć z nimi nic wspólnego? Wyjątkowy brak solidarności.

Na razie osiągnął tyle, że na okładce zamiast jego wizerunku znalazł się znak zapytania, co paradoksalnie bardziej koncentruje uwagę na jego osobie. Ciekawsze jest jednak to, że ci, którzy książkę potępiają w czambuł, sami piszą i drukują (na razie chaotycznie i na wyrywki) swego rodzaju "Resortowe dzieci 2", czyli życiorysy i uwikłanie w komunizm ludzi, którzy reprezentują teraz opozycyjne media, a których notki nie pojawiły się w "Resortowych dzieciach". Robią więc dokładnie to samo, tylko dużo chaotyczniej i ohydniej używając sformułowań "żule z prawicowego lumpeksu" (to akurat blondynek dziennikarstwa polskiego) czy choćby "rzyg niepokornych". Taka klasa, taki język salonu.

Ci, których "Resortowe dzieci" rozwścieczyły, mają oczywiście prawo do pisania własnych książek. Mają też prawo do wściekłości. Jak krety wystawione na słońce.

Nasi Partnerzy polecają