Violetta Villas była wspaniałym, szlachetnym człowiekiem. Zgubiła ją nieumiejętność powiedzenia: Nie! Litowała się nad biednymi pieskami, przyjmowała je do swojego domu, pod swój dach, bo przecież nie miały się gdzie podziać. Karmiła je wszystkie i dbała o nie, jak tylko mogła. Tylko że piesków było coraz więcej i więcej. Więcej i więcej. Więcej i więcej. Nie potrafiła odtrącić żadnego. Aż w końcu straciła kontrolę nad własnym domem i własnym życiem. W pewnym momencie powinna była powiedzieć, ba, miała wręcz taki obowiązek: "Nie, nie mogę przyjmować więcej stworzeń pod swój dach, bo mój dom przestanie przypominać dom, a moje życie zamieni się w piekło". Ale nie powiedziała. Nie obroniła swojego dotychczasowego życia. Zapłaciła za to bardzo wysoką cenę. Odsunęło się od niej bardzo wielu ludzi, którzy zaczęli ją uważać za niebezpieczną dziwaczkę, niedbającą o własne interesy, o własne sprawy. Zaczęła być postrzegana jako osoba, którą szlachetność i dobre intencje niesienia pomocy słabszym doprowadziły do upadku i szaleństwa. Dobre serce i brak umiejętności dbania o własne interesy zniszczyły kompletnie jej życie. Pomagając słabszym, trzeba pamiętać, że nie wolno nam niszczyć własnego domu.
Sprawdź: WOJNA o Trybunał Konstytucyjny. PiS chce zmienić ustawę o TK!