Punkt widzenia pierwszy, lekarz: "Co oni sobie w tym rządzie myślą? Tyle lat się uczyłem, a oni nie chcą mi dać nędznej podwyżki. Ledwo wiążę koniec z końcem. Kominiarz zarabia więcej ode mnie. Albo dadzą nam podwyżkę, albo niech Tusk sam sobie leczy te zasmarkane dzieciaki" - oczywiście lekarz rodzinny ma rację.
Punkt widzenia drugi, NFZ: "A skąd ja im te pieniądze wezmę? Skąd? Komu mam zabrać? Mało mają ci lekarze? Dorabiają w prywatnych przychodniach i co chwila zmieniają samochody na nowe modele. Nie mam pieniędzy, to nie dam. Szantażyści, cholera. Strajku im się zachciewa" - NFZ oczywiście ma rację.
Przeczytaj koniecznie: Będziesz musiał płacić za wizytę u lekarza rodzinnego bo medycy i NFZ nie mogą dojść do porozumienia
Punkt widzenia trzeci, mama z chorym dzieckiem: "Przecież płacę co miesiąc składki, a jak chcę raz na pół roku, żeby lekarz zbadał moje dziecko, to nie mogę, bo lekarz strajkuje. Mam płacić za coś, za co już zapłaciłam, przecież to chore! Skąd ja mam wziąć pieniądze? Nie obchodzi mnie, kto jest winien. Niech się lekarze dogadają z NFZ. Ja chcę, żeby moje dziecko było zdrowe!" - mama ma oczywiście rację.
Mam nadzieję, że mimo wszystko do strajku lekarzy rodzinnych nie dojdzie i mamy z chorymi dziećmi będą mogły się u nich leczyć. Jako pacjent, jeden z wielu milionów w Polsce, mogę czuć się szantażowany zarówno przez NFZ, jak i przez lekarzy, choć rozumiem ich stanowiska. Tylko w tym sporze cierpieć nie mogą niewinni pacjenci, ponieważ właśnie nie są temu sporowi winni.