Sławomir Jastrzębowski: Pożegnajmy Palikota

2010-11-20 10:01

Już pora. Nie odwlekajmy tej chwili. Gwiazda Janusza, która niespodziewanie oślepiła i oszołomiła nas wszystkich, zgasła bowiem na zawsze. Był z nami krótko, ale jakże intensywnie.

Raczkowanie na publicznej scenie zaczynał od niezbyt wyraźnych fraz (powodowani powagą chwili nie natrząsajmy się
z dziecięcego aparatu mowy) i rozchełstanego młodzieńczo-filozoficznie włosa. A jednak to On, jak nikt inny, potrafił skupić uwagę kraju WYŁĄCZNIE na sobie. W Jego to mocy było elektryzowanie Polski nie stocznią i długopisem, ino penisem i świńską twarzą. Któż ładniej od niego potrafił opluć i obwymiotować adwersarza? Nikt!

Przeczytaj koniecznie: Janusz Palikot pokazał nową fryzurę, różowy zegarek i nienawiść do kościoła

Śmiałków takich nie znała nasza historia. Któż dorówna Mu teraz w skrytobójczej insynuacji i zdradliwie wypowiedzianej sugestii? Nikt! Odchodzi od nas na zawsze Celebrans bzdury i Onan szołmeńskiego rozumienia polityki.

Tuż przed śmiercią (partyjną) próbował jeszcze wpompować sobie kroplówki z Kutza i kilku pomniejszych. Ale i Kutz nie dał nic. Łapał jeszcze oddechy, jeszcze histerycznie nie zgadzał się na pukającą do niego polityczną otchłań. Jeszcze wczoraj On sam, lubo też duch Jego, napluł na swoim blogu na kler:

„Każda złotówka podarowana temu klerowi to szpecenie Polski. Rozpijaczony i bezkrytyczny polski kler niszczy polską kulturę. (…) Trzeba to tępić niczym syfilis w dziewiętnastym wieku. Tak nam dopomóż Bóg – nawet katolicki!”, ale nawet te słowa dyktowane rozpaczą Gasnącego nie przywróciły Go do żywego świata polityki. Zginął, bo wierzył, że istnieje życie bez Tuska. I niech to dla żywych Peowców będzie przestrogą.

Żegnaj Januszu. Wszystko, co mogłeś, spalikociłeś. Pozostanie po Tobie nic.

Patrz też: Janusz Palikot: Kościół to forsa