Sławomir Jastrzębowski: Poselskie latanie bez kontroli

2011-08-23 11:48

Dobrze, zgoda! Zgadzam się, że bycie posłem to zaszczyt i zgadzam się, że z tego zaszczytu, że z tej teoretycznie ciężkiej pracy dla dobra wspólnego powinny wypływać także pewne przywileje. Dobrze, zgoda!

Ale nie ma żadnej zgody na to, żeby przywileje przeradzały się w niekontrolowane przez nikogo wykorzystywanie publicznych pieniędzy. A "Super Express" odkrył dzisiaj, ku pełnemu zaskoczeniu, że nikt, ale to nikt nie kontroluje krajowych przelotów samolotami naszych posłów. Ot, drobiazg na ponad 35 tysięcy lotów od początku kadencji i 18 milionów złotych za bilety.

W myśl obowiązującego prawa posłowie mogą korzystać z bezpłatnej państwowej komunikacji. W tym także do przelotów na terenie Polski. To sensowne rozwiązanie, o ile jest wykorzystywane do celów związanych z działalnością poselską. I tu rodzi się problem. Jak sprawdzili reporterzy "Super Expressu", nie ma żadnego mechanizmu sprawdzającego, czy poseł leci na spotkanie z wyborcami, czy umówił się z ekspertami w związku z uruchomionym procesem legislacyjnym, czy też leci do szwagra na wódkę. Powiedzmy prawdę, jak poseł leci na tę wódkę do tego szwagra, to ten spontaniczny kurs my podatnicy fundujemy mu tak samo, jakby załatwiał dla nas wszystkich coś ważnego. I jeszcze jedno zdziwienie, brak kontroli latania krajowymi samolotami przez posłów jest tak dalece posunięty do absurdu, że nawet, gdyby ktoś chciał się dowiedzieć - my na przykład bardzo chcieli - który z posłów jest podniebnym rekordzistą, to i tak się nie dowie, bo nikogo to nie obchodzi. O! Polska to bardzo, bardzo bogaty kraj!