Ziobro oficjalnie, przy dziennikarzach przekazał swoje pieniądze matce ciężko chorego chłopca i obiecał, że będzie to robił cyklicznie. Widziałem to. Widziałem wdzięczność tej kobiety i łzy w jej oczach. Byli tacy, którzy dopatrzyli się jeszcze czegoś. Może i słusznie, może niesłusznie, ciężko jest wejść w czyjąś duszę. Ci inni dopatrzyli się rzekomego robienia sobie publicity, grania pod publiczkę, zdobywania popularności i tak dalej. Załóżmy, że mają rację, załóżmy, że intencje rzeczywiście nie były do końca czyste, czyli najgorszy dla ministra scenariusz. Co wtedy? Pieniądze co miesiąc spływają do matki chorego chłopca, która bardzo, ale to bardzo tych pieniędzy potrzebuje. Dalej jest wdzięczna za te pieniądze, bo dzięki nim będzie mogła lepiej zaopiekować się własnym dzieckiem. W najgorszym dla ministra scenariuszu nie zdobywa on żadnego uznania opinii publicznej, bo przecież rzekomo robił to pod publiczkę. Kto zyskuje? Potrzebujący. Kto traci? Polityk. To teraz weźmy najkorzystniejszy dla Ziobry scenariusz. Przyjmijmy, że zrobił to wyłącznie z potrzeby serca, a nagłaśniając to, chciał dać przykład innym. Kto zyskuje? Wszyscy. Wiele osób może wziąć pod uwagę, że warto się dzielić. Bo jak się człowiek dzieli, to w zamian za to co da, dostaje szczęście. I to szczęście ma się na zawsze w sercu. I nikt go nie odbierze. Nie wiem, czy Zbigniew Ziobro zrobił to na pokaz, czy nie. Wiem, że popieram to z całego serca. Nie żądam, żeby się ze mną zgadzać, ale żeby rozważyć w sercu pomoc dla tych, których skrzywdził los.
Zobacz także: Prof. Antoni Dudek: Nierówności dzielą Polskę na A i B