Wiadomo, że po tym jak ją Wałęsa przeglądał, zniknęło z niej kilkadziesiąt ponumerowanych stron. W 1996 roku ówczesny szef UOP Zbigniew Siemiątkowski tak pisał o tym ówczesnemu prezydentowi Kwaśniewskiemu: "byłemu prezydentowi RP Lechowi Wałęsie dwukrotnie przekazane zostały materiały SB dotyczące jego osoby (...) w oparciu o dokonaną analizę materiałów aktualnie znajdujących się w UOP stwierdzono, że nie zostały zwrócone do chwili obecnej m.in. dokumenty dotyczące agenturalnej działalności Lecha Wałęsy, notatki i doniesienia agenturalne od Lecha Wałęsy, jego dokumenty rejestracyjne, pokwitowania Wałęsy na odbiór wynagrodzenia za działalność agenturalną".
Wałęsa powiedział, że to nie on zniszczył te dokumenty, ale zrobiono to, żeby jego skompromitować. Wałęsa pozwał do sądu byłego przyjaciela walki o niepodległość Wyszkowskiego, który stwierdził publicznie, że Wałęsa był "Bolkiem". Na procesie występował były esbek Janusz Stachowiak, który zeznał, że znał teczkę TW "Bolka" i że "Bolek" to Wałęsa. Wyroków było kilka i były różne. Ostatni był niekorzystny dla Wyszkowskiego. Tylko że to nie zmieniło zdania co najmniej kilku znanych polskich historyków, którzy popierają stanowisko Wyszkowskiego. Teraz okazuje się, że kopie dokumentów, które "ktoś" wydarł z esbeckiej teczki Wałęsy, mogą być w Kancelarii Sejmu. Sęk w tym, że (o czym napisało "Uważam Rze") Sejm nie chce pokazać ich posłom. I teraz pytanie: czy dziś TW "Bolek" dalej się śmieje, czy już martwi?