Ponoć pani wrzaskliwa protestowała w ten sposób przeciw stanowisku Kościoła w sprawie aborcji. Tyle że stanowisko Kościoła wobec aborcji jest niezmienne. Można się z nim zgadzać, można się nie zgadzać, ale zasługuje na szacunek. Z profanacji kościoła wywieść można łatwo dowód na słabość naszej kultury i wiary, na aktualną słabość religii, w której większość z nas została wychowana, a pewnie i na schyłek naszej cywilizacji. Proszę sobie bowiem wyobrazić, co stałoby się, gdyby ta pani, która jest znaną homoseksualistką-aktywistką-feministką z ambicjami politycznymi, weszła do meczetu i tam zaczęła wykrzykiwać o prawach kobiet. W najlepszym dla niej wypadku zostałaby za swój świętokradczy czyn, za sprofanowanie miejsca świętego dla islamu dotkliwie obita. Być może nie uszłaby z życiem za zamach na sacrum. Proszę sobie wyobrazić, co stałoby się, gdyby ta sama wrzaskliwa pani weszła ze swoim wrzaskiem do synagogi. Zaręczam, że zostałby sprawnie wyprowadzona, a łatka antysemitki znacząco utrudniłaby jej przyszłość. Takie reakcje, z wielu różnych powodów, nie obowiązują już obrony przeżywającego poważny kryzys Kościoła katolickiego. I ta kobieta wiedziała to. Wiedziała, że jest bezkarna, że nikt nie stanie w obronie świętości. Co więcej, wiedziała, że jej czyn lewicujące postępowe media będą nagłaśniać jako coś w rodzaju aktu odwagi. Wycie w kościele to nie jest wartość, a bez wartości, bez szacunku dla świętości, dla innych ludzi, bez możliwości i chęci wyegzekwowania tego szacunku cywilizacja staje się swoją własną karykaturą. Schodzącym cieniem, powolną agonią. Rozzuchwalone swoją bezkarnością hordy zachłystujące się światem bez wartości, światem pozornej wolności, jeszcze nie rozumieją, że na oczach dobrych ludzi po prostu go mordują.
Zobacz także: Miriam Shaded chce zdelegalizować islam. Szuka już prawnika