I u nas w kraju dzisiaj podobnie, choć trochę inaczej, bo nie o seksie. 14 września, po wybuchu afery z usłużnym wobec urzędnika premiera prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszardem Milewskim, Donald Tusk zabrał głos. Pytany o to, czy zna skompromitowanego lizusowskiego sędziego i jakie są relacje między nimi, odpowiedział: "Nie ma żadnej relacji, pan prezes Milewski jest osobą względnie publiczną, jako sędzia sądu okręgowego, więc mogę powiedzieć, że kojarzę istnienie tej osoby, natomiast między nami nie ma żadnych relacji o charakterze towarzyskim, żadnych". A tu proszę, na zdjęciach, które wypłynęły, ogląda dziś cała Polska, jak Donald Tusk przybija na meczu Lechii "piątkę" z sędzią-lizuskiem. Na kilku innych meczach siedzą obok siebie, a pan prezes sędzia na oczach premiera dokazuje jak podpity sztubak w remizie. Żadnych relacji towarzyskich? Więc teraz po prostu należy dopytać pana premiera Tuska o jego definicję "relacji towarzyskich", troszeczkę jak dopytano Clintona. Swoją drogą ciekawe, czy oprócz zdjęć Tuska ze skompromitowanym sędzią, ktoś trzyma jeszcze w szafie w tej sprawie coś na kształt błękitnej sukienki
Sławomir Jastrzębowski: Clintona definicja seksu, a Tuska - relacji towarzyskich
Polityczne afery biorą się z niejasnych definicji. Tak, tak, z niejasnych definicji! Weźmy Billa Clintona, byłego prezydenta USA, i jego głośną aferę rozporkową. Kiedy pojawiły się brudne pomówienia o tym, że rzekomo uprawiał seks z pulchną Moniką Lewinsky, prezydent powiedział narodowi z ręką na płucu, że nie uprawiał z nią seksu. Naród uwierzył. Kiedy jednak objawiła się publicznie niebieska sukienka grubawej Moniki z pewnymi plamami odprezydentowymi, to wtedy Clinton doprecyzował, jak on rozumie pojęcie "seks". Otóż według niego seks oralny to żaden seks i basta. Naród amerykański (niewykształcony widocznie) inaczej rozumiał pojęcie seksu, był zawiedziony Billem i zarzucał mu kłamstwo. Z narodu najbardziej zawiedziona była żona Clintona, Hillary, bo była od Moniki szczuplejsza. I widzą Państwo, przez nieporozumienie z definicją naród o mało nie odwołał prezydenta, a Hillary męża. Na szczęście wszystko się wyjaśniło i prawie dobrze skończyło.