Tak samo wyceniła, czy tam oceniła, Jerzego Wenderlicha z SLD, Wandę Nowicką z Ruchu Palikota, Eugeniusza Grzeszczaka z PSL i Cezarego Grabarczyka z PO. Za tę ponadpartyjną szczodrość wicemarszałkowie (w tym oczywiście Kuchciński z PiS-u) odwdzięczyli się ponadpartyjnie marszałek z PO Ewie Kopacz nagrodą w wysokości 45 tys. zł. Interesiki różnych partii były tu bardzo wspólne. Zainkasować państwowe. Za co? Za nic.
Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak naprawdę przyznający ją sobie nawzajem politycy nawet nie pokusili się, żeby gdzieś spisać, za co ją sobie przyznają. Bo niby co mieliby napisać? Za przeczesanie włosów? Poprawienie krawata? Nie zrobili nic nadzwyczajnego, nic, co usprawiedliwiałoby te gigantyczne nagrody. No, ale skoro jest duża kasa i można ją podzielić w małym gronie, to nasi marszałkowie zrobili to bez żadnych kłótni. Rączka w rączkę przyznali sobie nagrody. Wszystko zgodne z prawem, a to, że w dobie kryzysu i szalejącego bezrobocia jest to absolutnie nieprzyzwoite? Kogo to obchodzi?! A co nam mogą zrobić?! Nic.
A jednak miałem drobną satysfakcję, kiedy wczoraj po publikacji "Super Expressu" dziennikarze sejmowi próbowali dopytywać wicemarszałków o te "nagrody". Kiedy patrzyłem, jak nasi kiepsko ukrywający zwykły wstyd politycy po prostu zwiewają przed kamerami, pomyślałem: tak, więc wy też wiecie, że wam się te pieniądze nie należą Powinni je teraz oddać na jakiś szlachetny cel, ale nie mam złudzeń. To nie ten poziom, to nie ta klasa. Mam tu, na marginesie, Drogi Czytelniku, małe pytanie do Ciebie: jak długo musiałbyś oszczędzać, żeby zebrać 45 tys. zł? Trzy lata? Pięć? Nigdy byś tyle nie oszczędził? Cóż, nie należysz do kasty "chapaczy".