Ważna deklaracja Broniarza. Pozbawił Szydło złudzeń [WYWIAD]

2019-04-10 18:58

Po wtorkowym wystąpieniu pana premiera i jego zapowiedziach, że pieniędzy na podwyżki nie będzie, determinacja rośnie. Jest przekonanie, że nie pozostaje nauczycielom nic innego jak walczyć - mówi prezes ZNP, Sławomir Broniarz.

Sławomir Broniarz

i

Autor: Marcin Wziontek/Super Express Nauczyciele zarabiają niemal tyle co posłowie

„Super Express”: - Fakt, że wczorajsze egzaminy gimnazjalne mimo strajku doszły do skutku, jest dla wielu dowodem, iż przegraliście z rządem. Ma pan poczucie porażki?
Sławomir Broniarz: - Strajk nie dotyczy wyłącznie gimnazjów. Odbywa się w przedszkolach, szkołach podstawowych, gimnazjach i szkołach średnich. Nieprzypadkowo też wydaliśmy oświadczenie, w którym napisaliśmy, że każdy, kto chce wziąć udział w egzaminie, ma do tego pełne prawo. Nie było jakiejkolwiek blokady ze strony ZNP, bo w przeciwieństwie do Solidarności nie mam zamiaru nikogo karać, za to, że wychodzi ze strajku i przeprowadza egzaminy.
- Ale też termin strajku właśnie w okolicach egzaminów miał być waszą największą bronią w walce z rządem o spełnienie waszych postulatów. Groźba paraliżu miała skłonić go do ustępstw. Teraz ustępstw tym bardziej trudno się spodziewać. To wygasi to entuzjazmu protestujących?
- Nie ma takich sygnałów z kraju. Wręcz przeciwnie – po wtorkowym wystąpieniu pana premiera i jego zapowiedziach, że pieniędzy na podwyżki nie będzie, determinacja rośnie. Jest przekonanie, że nie pozostaje nauczycielom nic innego jak walczyć. Gdybyśmy zresztą w związku z tym, że egzaminy się odbyły, zwinęli transparenty i zakończyli strajk, rację miałaby premier Szydło.
- To znaczy?
- Chciała wszystkich przekonać, że bierzemy uczniów jako zakładników. Nic bardziej błędnego. Owszem, terminy strajkowe miały tu swoje znaczenie, ale także dlatego, że chcieliśmy dać czas rządowi na jakąkolwiek refleksję. W poniedziałek i we wtorek był taki czas. Czekaliśmy na spotkanie i propozycje, ale nic takiego się nie stało. Rząd naszą dobrą wolę zbagatelizował. Na pewno jednak nie było naszą intencją branie uczniów jako zakładników. Proszę jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz.
- Jaką?
- Jaka była reakcja samych nauczycieli. Okazało się, że do komisji egzaminacyjnych trzeba było dokooptować katechetów, leśników, policjantów czy inne osoby wewnętrzne, które – i mówię to z żalem – mogą dać rodzicom powód do zaskarżania wyników egzaminów. To bowiem, że ktoś ma kwalifikacje pedagogiczne, wcale nie oznacza, że jest nauczycielem danej szkoły i pracownikiem odpowiedzialnym za te egzaminy.
- Dlaczego miałyby to być nielegalne?
- Egzaminy przeprowadzała osoba, która nie jest pracownikiem danej szkoły, nie została wcześniej zweryfikowana, nie dostarczyła choćby dokumentów o swojej niekaralności. Osoba, z którą zawarta jest umowa zlecenia – czyli formuła nieistniejąca w edukacji. Obawiamy się, więc, że część rodziców, która ma prawo być niezadowolona z wyników egzaminów, może je skutecznie zaskarżać.
- Wspomniał pan premiera i jego wypowiedź o braku pieniędzy na dalsze ustępstwa wobec was. Najwyraźniej już nic więcej rząd nie ma wam do zaproponowania. Czy jest więc sens, by akcję strajkową kontynuować?
- Nie traktujemy tego strajku, jako działania bezsensownego. To bowiem za duże wydarzenie w sensie emocjonalnym i organizacyjnym, by uznać, że nie warto już protestować. Natomiast to, że pan premier daje wyraźny sygnał, iż nie zamierza inwestować w edukację, to już pytanie o jego preferencje dotyczące polityki państwa.
- Ale daje też sygnał, że troska o edukację leży mu na sercu. Zaprasza was do „okrągłego stołu”. Chce z wami rozmawiać o zmianach w systemie. Docenia pan dobrą wolę premiera?
- To nic innego, jak próba ucieczki do przodu. Może lepiej, żeby pan premier odniósł się do bieżącej sytuacji, która zmusiła do strajku ogromną liczbę polskich nauczycieli. Ci ludzie nie chcą rozmawiać o perspektywach. Chcą rozmawiać o dniu dzisiejszym, ponieważ problemu są tu i teraz i wymagają szybkiego rozwiązania. A co proponuje pan premier? Spotkajmy się za 2-3 tygodnie i sobie porozmawiamy. Przecież to zupełnie niepoważne w kontekście trwającego strajku.
- A za 2-3 tygodnie strajk będzie nadal trwał?
- Jak długo on potrwa nie zależy ode mnie, ale od komitetów strajkowych w poszczególnych szkołach. To one formalnie organizują ten strajk. Istota tego strajku i pewien kłopot z nim polega na tym, że uczestniczą w nim nasze zakładowe organizacje związkowe, które wchodzą w spór zbiorowy z dyrektorem. Byłoby o wiele prościej i czytelniej, gdyby ZNP i jego zarząd główny mógł wejść w spór zbiorowy z rządem. Decyzje będą więc zależeć nie od władz ZNP, ale tych komitetów, które strajk podjęły.
- Premier Szydło cały czas liczy, że podpiszecie porozumienie z rządem. Jaka jest szansa, że może być ono uznane w końcu za zadowalające przez strajkujących?
- Nie ma takiej szansy. W tej wersji, w której pani Szydło podpisała porozumienie z Solidarnością, my go nie podpiszemy. Co więcej, impas w naszych rozmowach z rządem spowodowany jest właśnie postawą Solidarności. Nie chce pójść wobec nas na ustępstwa, bo nagle znalazłby się w sporze właśnie z Solidarnością. Jesteśmy więc w klinczu, w który wepchnął nas sam rząd. Czekamy więc, by z tego klinczu nas wyprowadził. Wiem, że rząd czeka teraz na nasza inicjatywę spotkania i ją do końca tygodnia zapewne przedstawimy. Mogę jednak zapewnić, że my ze swoich oczekiwań nie zrezygnujemy.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Odzież i obuwie w promocji? Sprawdź promocje na stronie Limango kody rabatowe.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki