Rafał Woś

i

Autor: Marek Kudelski

Felieton "Woś populi"

"Skrajna prawica" - kogo ekspert miał na myśli?

2022-09-27 5:08

"Jest taki znany mem. Człowiek jedzie na rowerze. Nagle bierze pręt i wkłada sobie sam miedzy szprychy. Oczywiście spada z roweru. Na ostatnim obrazku siedzi i wygraża całemu światu, że obił sobie - wybaczcie wyrażenie - „japę”. Nie mogę się uwolnić od wrażenia, że to właśnie spotyka od dłuższego czasu Unię Europejską" - napisał Rafał Woś.

Abramsy w Poznaniu

I ty zostaniesz „skrajną prawicą”.

Jest taki znany mem. Człowiek jedzie na rowerze. Nagle bierze pręt i wkłada sobie sam miedzy szprychy. Oczywiście spada z roweru. Na ostatnim obrazku siedzi i wygraża całemu światu, że obił sobie - wybaczcie wyrażenie - „japę”. Nie mogę się uwolnić od wrażenia, że to właśnie spotyka od dłuższego czasu Unię Europejską.

Ostatnie wybory we Włoszech są tego stanu rzeczy potwierdzeniem. Po tych wyborach koalicję rządową mają stworzyć w Italii trzy ugrupowania pod kierunkiem Georgii Meloni. Zanim jeszcze cokolwiek te ugrupowania zdążyły zrobić, europejski establiszment polityczny i medialny już dawno określił ich mianem „skrajnej prawicy”. Zostać dziś skrajną prawicą jest dziecinnie łatwo. Zwłaszcza od czasu jak zużyła się - od zbyt częstego używania - łatka „populistów”. Starczy dopuścic się jednego grzechu: ośmielić się krytykować unijny establiszment.

Problem polega tu jednak na tym, że wszystkie te zwycięstwa rzekomej skrajnej prawicy (a wcześniej „populistów”) nie wzięły się znikąd. Za każdym razem to efekt tego, jak sromotnie liberalny europejski establiszment zawodzi w radzeniu sobie z kolejnymi kryzysami nawiedzającymi Europę. Najpierw był to kryzys finansowy 2008 roku w wyniku którego państwa musiały wydać setki miliardów euro na ratowania zadłużonych instytucji finansowych. Pieniądze na ten cel postanowiono znaleźć… oszczędzając na wydatkach publicznych na rzecz zwykłych obywateli. Tych - którym się to nie podobało - nazwano (co za niespodzianka!) „populistami” albo „skrajną prawicą”. Potem przyszedł kryzys zadłużeniowy w strefie euro (wynikający z kryzysu finansowego). Na który to kryzys europejski establiszment miał znów jedną receptę - zedrzeć ostatnią koszulę z biedniejszych państw Eurolandu. I jeszcze nazwać ich „leniami” albo „utracjuszami”. A jak ludzie w Grecji, Włoszech czy Hiszpanii będą się buntować? Spokojnie - nazwiemy ich „populistami” albo „skrajną prawicą”!

Teraz mamy kryzys energetyczny. Będący efektem krótkowzrocznej transformacji energetycznej w oparciu o gaz z Rosji jako paliwo przejściowe. Model ten budowali przez lata politycy liberalni z kanclerz Angelą Merkel i kolejnymi szefami Komisji Europejskiej na czele. Teraz się to wszystko wysypało. Ale znów odpowiedź Brukseli i Berlina jest jedna i ta sama. Każdy, kto ośmiela się nas krytykować jest… „populistą” i „skrajną prawicą”.

Co jeszcze musi się wydarzyć, by europejskie elity dostrzegły, że to one są problemem? I to one od 15 lat pracowicie wkładają kij w szprychy eurointegracji. A potem z gniewnym spojrzeniem szukają winnych. Wszędzie, tylko nie po swojej stronie.