Dla wszystkich, których dotknęła ta przykra choroba, mam złą wiadomość. Nieważne, czy prezydentem USA będzie Obama, Trump czy aktor Olbrychski z aktorką Ostaszewską na barana. I tak cały świat będzie traktował go poważnie i robił z nimi interesy.
Owszem, wszystkie Macrony i Schultze świata nadmą się, nabzdyczą i będą wybrzydzać. Taki Juncker może nawet z tej okazji wypije więcej niż zwykle, a po przywitaniu z Trumpem chuchnie we własne dłonie, by je odkazić. Ale też będzie z Trumpem robił interesy.
Na szczęście szajba aktorów, publicystów i "intelektualistów" udzielała się politykom PO tylko do pewnego momentu. Poszli po rozum do głowy, przestali chrzanić o "bojkocie" i stworzyli listę posłów, którzy z Trumpem się zobaczą. I nie ma na niej nazwisk tych posłów, którzy mogą nagle zacząć śpiewać, blokować przejścia w proteście lub grzebać pozostałym ludziom w rzeczach prywatnych, korzystając z ich nieuwagi. Wstydu nie będzie.
Z oficjalnymi wizytami zazwyczaj nie ma sensu wiązać zbyt wielkich oczekiwań. Z Trumpem może być jednak inaczej. Właśnie ze względu na jego nieprzewidywalność. Poprzedni prezydenci byli produktami amerykańskiego mainstreamu. Rzucali miłe słowa, ale w tle były twarde interesy z mocno ograniczonym polem manewru. Swoją drogą zabawne, że reprezentanci naszych elit odkryli, że w polityce liczą się interesy, dopiero za kadencji Trumpa. W przypadku Obamy, Merkel czy innych Timmermansów z cielęcą naiwnością wmawiali nam, że chodzi o miłość, a co najmniej sympatię.
Trump jest może dziwakiem, a wspomniana nieprzewidywalność nieraz może nam wyjść bokiem. Można ją jednak także wykorzystać. Nie wiem... Może ktoś na przyjęciu odpowiednio się nim zaopiekuje, może spodoba mu się któraś hostessa albo prezent, może zechce wziąć w jasyr żeńską część teledysku "My Słowianie". I nagle z czymś wypali?
Nie twierdzę, że od razu zechce nam sprzedać Alaskę... Ale kto wie? Ofertę zawsze warto złożyć.
Zobacz także: Janusz Korwin-Mikke: Jak nie walczyć z nepotyzmem?