Województwo pomorskie w miniony weekend przeszły potężne nawałnice, jakich dawno tam nie widziano. Wichury zreywały dachy, niszczyły domy, łamały drzewa jak zapałki. Przed niszczycielską siłą nie wszsytkim dało się uciec. W sumie śmierć poniosło pięć osób. A w miejscowości Suszek zniszony został obóz harcerski, zginęły tam harcerki - dwie z pięciu ofiar. Ludzi załamywali ręce i sami próbowali sobie radzić z żywiołem. Ale zdanie wojewody pomorskiego Dariusza Drelicha wszystko to nie było przesłanką do tego, by tuż po przejściu nawałnicy wezwać na pomoc wojsko. Bo to właśnie na wniosek wojewody MON może wysłać żołnierzy, by pomagali mieszkańcom zniszonych terenów w usuwaniu skutków katastrfoy.
Zdaniem Dariusza Drelicha nie było potrzeby wzywania wojska. W rozmowie z "Faktami" TVN wojewoda pomorski powiedział: - Do zbierania gałęzi, do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska. Do usuwania skutków po nawałnicy w pierwszych dniach wystarczyć musiała straż pożarna, leśnicy i sami mieszkańcy. Żołnierze zostali wezwani na pomoc poszkodowanym dopiero w poniedziałek. We wtorek na zniszczone tereny przyjechała premier Beata Szydło, minister Antoni Macierewicz i minister Jan Szyszko.
Zobacz: "To największa katastrofa w dziejach". REKORDOWA liczba interwencji po niszczycielskich nawałnicach
Sprawdź: Rząd rusza na pomoc poszkodowanym. Opozycja oburzona zwlekaniem
Dowiedz się: Klęska w Suszku. Internauta nagrał przerażający film [WIDEO]