"Super Express": - Była szefowa PJN pojawiła się na spotkaniu PO w "towarzystwie, które jej odpowiada". Przykro, że to już inne towarzystwo?
Jan Ołdakowski: - Niewątpliwie szkoda, że wybrała inne ugrupowanie, szczególnie jako założycielka PJN. Wcześniej zaimponowała mi umiejętnością przekazania władzy w PJN osobie, która pójdzie innym kursem. Wyglądało, że to ważna odmiana w polskiej polityce. Z drugiej strony czuję do niej sympatię i nie mogę mieć pretensji, że widzi inną drogę realizacji ambicji. Każdy ma prawo iść drogą, jaką chce. Nie rozumiem jej decyzji, przyjmuję do wiadomości.
Przeczytaj koniecznie: Ziobro: Kluzik z Tuskiem robią ludzi w balona
- PJN powstawała jednak jako partia, opierając się w dużej mierze na przyjaźni z posłankami wyrzuconymi z PiS. To kolejny dowód na to, że przyjaźni w polityce nie ma?
- Rzeczywiście, wydawało mi się, że łączy nas więcej niż wspólnota poglądów czy ocena bieżącej sytuacji. Było to widoczne w momencie wyjścia z PiS. Nie mam wrażenia, żeby nasze relacje nie pozostały przyjacielskie. Życzę Joasi dobrze i mam nadzieję, że nie będzie tak, że przestaniemy podawać sobie ręce. W PiS było niestety kilka takich reakcji.
- Powiedziała wam, że wybiera PO i odchodzi z PJN? Większość z was do soboty myślała, że to plotki.
- Żałuję, że nie powiedziała nam wcześniej prawdy. W Sejmie wielokrotnie przyrzekała, że nie rozmawiała z Tuskiem. W sobotę na zjeździe PO powiedziała, że wielokrotnie rozmawiała. Nie wiem, czy zabrakło odwagi, by powiedzieć swoim przyjaciołom? Wówczas nie traktowałbym tego w kategorii zdrady. Wyjścia są dwa: albo skłamała nam w PJN, albo w sobotę działaczom Platformy. Prawda powinna być jednak w polityce ważna.
Jan Ołdakowski
Poseł PJN, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego
Patrz też: Joanna Kluzik-Rostkowska partie zmienia częściej niż żakiet. ZDRADZA zawsze w czerwonym ZDJĘCIA