Niewielka, spokojna uliczka w południowej części Łodzi. To tu, w rodzinnym domu, wychowywała się Monika Zbrojewska. Tu wkraczała w świat dorosłych, a potem przygotowywała się do egzaminów na wydziale prawa Uniwersytetu Łódzkiego. W tym piętrowym budynku otworzyła swoją pierwszą kancelarię adwokacką. Dziś mieszkają tam jej matka Zofia i siostra Anita. Obie panie ogromnie przeżywają śmierć byłej wiceminister sprawiedliwości. Ich życie, podobnie jak Moniki Zbrojewskiej, legło w gruzach, gdy 23 października pełniąca wówczas obowiązki wiceministra sprawiedliwości kobieta została zatrzymana za jazdę samochodem w stanie upojenia alkoholowego.
Tego samego dnia premier Ewa Kopacz (59 l.) odwołała ją z zajmowanej funkcji. Gdy wydawało się, że tej rodziny nic gorszego spotkać już nie może, tydzień temu Monika Zbrojewska została znaleziona nieprzytomna w swoim mieszkaniu. Najprawdopodobniej wcześniej zażyła jakieś leki. Zmarła dwa dni później w szpitalu. - Dla mnie to było kochane dziecko, była bardzo dobra - płacze pani Zofia. - Ludzie, nie wiedząc, jaka jest prawda, wydali na nią wyrok. Miałam perłę w rodzinie, wybiła się swoją nauką, pracą, a wszyscy ją zniszczyli. Nikt jej nie podał ręki, gdy tego potrzebowała. Monika została zaszczuta! - twierdzi siostra wiceminister, pani Anita.
Czy tak faktycznie było, sprawdza teraz prokuratura. - Wszczęliśmy postępowanie sprawdzające, przesłuchaliśmy już siostrę zmarłej urzędniczki. Mamy pewne informacje, ale odpowiedź na pytanie o przyczyny zgonu powinny być znane po sekcji zwłok - mówi nam Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Tymczasem kontrowersyjny biznesmen Zbigniew Stonoga (41 l.) na swoim profilu w internecie twierdzi, że Zbrojewska chorowała na nowotwór mózgu.
Sprawdź: Tajemnicza śmierć Moniki Zbrojewskiej. Zabiła się czy przedawkowała leki?