"Super Express": - Oglądając w ostatnich dniach rosyjskie kanały państwowej telewizji, można odnieść wrażenie, że Rosjan ogarnął powszechny olimpijski entuzjazm. Jak Rosja długa i szeroka wszyscy pękają z dumy, że w Soczi rozpoczęły się igrzyska olimpijskie?
Siergiej Kowaliow: - Skądże. Państwowa telewizja to kiepski barometr społecznych nastrojów.
- Rozumiem, że pan jest jednym z tych, którzy nie dali się porwać nastrojowi święta?
- Owszem, odnoszę się do tych igrzysk z nieskrywanym sceptycyzmem.
- Czemu?
- Może ja zadam panu pytanie. Macie w Polsce Ministerstwo Sportu?
- Mamy.
- Według mnie to strasznie smutne. Jest to bowiem przejaw instytucjonalizacji sportu jako szkoły fanatyzmu. A ja nie mogę mieć dobrego zdania o fanatyzmie. Cały światowy ruch olimpijski, a rosyjski w szczególności, to jaskrawy przykład obłudy. Mówią, że sport jest u nas ponad polityką, ale prawda jest taka, że nawzajem się one przenikają. Sport w Związku Radzieckim, tak jak teraz w Rosji, to ważny element polityki wewnętrznej. To niby szkoła patriotyzmu, ale więcej w tym zwykłego nacjonalizmu. Jako jego dobre narzędzie Putin traktuje olimpiadę w Soczi.
- To znakomita, oparta na narodowej pysze legitymizacja władzy?
- Myślę, że tak. Tak zresztą traktowali olimpiadę także radzieccy przywódcy.
- Tak tę dumę zaszczepili, że polski sportowiec, którego wygwizdano podczas moskiewskiej olimpiady, po zdobyciu złotego medalu poczuł się w obowiązku pokazać gest, który nazywamy w Polsce gestem Kozakiewicza. Myśli pan, że i tym razem paru sportowców pójdzie w jego ślady?
- Wie pan, duch tamtych igrzysk ma się raczej dobrze, ale wydaje mi się, że tym razem fanatyzm kibiców będzie nieco lepiej maskowany. W ogóle jesteśmy trochę hipokrytami. Niby przeżywamy emocje sportowe, ale tak naprawdę najważniejsze są u nas emocje motłochu. I tymi emocjami stara się manipulować władza. To się zresztą przejawia w każdej dziedzinie życia w Rosji. Na przykład w wymiarze sprawiedliwości. Nie ma zbyt wiele krajów, które mają swoich więźniów politycznych. A u nas są tacy nieustannie.
- Chodorkowskiego czy Pussy Riot Putin jednak przed olimpiadą amnestionował...
- To tylko zasłona dymna, żeby Putin mógł się przed olimpiadą pokazać światu jako miłosierny car. W ogóle dla rosyjskiej polityki igrzyska to czynnik samoograniczający. Jak w 1980 roku ZSRR, tak w 2014 roku Rosja robi, co może, żeby nie pokazać światu swojego najgorszego oblicza. Dlatego nagle okazało się, że władze tolerują gejów, chociaż jeszcze rok temu w zasadzie zakazali im istnieć, i wypuszczają z więzień część ludzi, których tak bardzo prześladowali.
- Skoro Soczi jest czynnikiem samoograniczającym władzę, to po zakończeniu zmagań sportowców miłosierdzie się skończy?
- Nie mam najmniejszych wątpliwości, że kiedy zgaśnie olimpijski ogień, nasze władze wezmą się za zaprowadzanie porządku, tak jak one go rozumieją, czyli ścigając wszystkich tych, którym Putinowska Rosja nie pasuje i głośno o tym mówią.
- Zawieszenie broni w momencie, kiedy oczy świata zwrócone są na Rosję, ma pokazać, podobnie zresztą jak olimpiada w Moskwie, moralną wyższość nad Zachodem. Ale czy Putin nie popełnił tych samych błędów co radzieccy liderzy? ZSRR zrujnował swoją reputację wojną w Afganistanie i prześladowaniem Andrieja Sacharowa. A Putin nadal trzyma wielu opozycjonistów w więzieniach, walczy jak może z prawami człowieka, choćby przez swoje słynne prawo antygejowskie.
- Wie pan, to nawet nie błędy. To logiczne konsekwencje tej samej ideologii, która od czasów Breżniewa wcale tak wiele się nie zmieniła. Putin nie ma wyjścia. Nie może postępować inaczej. Niby odwrócił się od komunizmu, ale jego mentalność jest wręcz arcykomunistyczna. Czegóż chcieć jednak innego od człowieka, którego ukształtowało KGB? Te wszystkie jego wyprawy na dno morza, w czasie których odkrywa jakieś antyczne wazy, to jego ratowanie ekipy telewizyjnej przed atakiem pantery - wszystko to wyraz pewnego charakterystycznego sposobu myślenia. Oczywiście Putin nie jest głupi i wie, jak inteligentni ludzie odnoszą się do tego wszystkiego. On ma jednak w poważaniu ich zdanie. Dla niego ważne jest to, żeby zdobyć wyobraźnię mas i rządzić nimi.
- Myśli pan, że ma w poważaniu także laurki o jego wielkich igrzyskach, które wystawiają mu dziennikarze i sportowcy z Zachodu, złośliwie wyszukując wszystkie niedoróbki w Soczi i rozpisując się o marnotrawstwie, niegospodarności, megalomanii i korupcji, które przeżarły przygotowania do tej imprezy?
- Cóż, wszystkie nasze wielkie budowle to wyborna okazja do wielkiego złodziejstwa. Myślę, że nie powinien się obrażać, że mu się to wytyka, bo taki system utrzymuje przy życiu. System, w którym państwowe pieniądze są po to, żeby komuś napełnić kieszenie. W całym cywilizowanym świecie kiedy cokolwiek buduje się na koszt państwa, to politycy muszą myśleć o tym, żeby te pieniądze były wydane w sposób rozsądny. Jeśli o tym nie będą myśleć, to na następnych wyborach ludzie, którzy płacą podatki, zwyczajnie ich pogonią. U nas podatnik to ostatnia osoba, z którą władze się liczą. Za wszystko płaci, ale nikt nie pyta go, ile można wydać, choćby na olimpijskie szaleństwo Putina.
- Niektórzy twierdzą, że to nawet nie Putin wymyślił ten system. On jest tak stary jak sama Rosja i przeżyje nawet jego.
- Oczywiście, nie wymyślił tego Putin. Jego system pełnymi garściami czerpie z dorobku komunizmu, gdzie podobne mechanizmy także funkcjonowały. Ten, oczywiście, inspirował się jeszcze carską przeszłością. Ale w Rosji carów były chociaż podejmowane jakieś próby wyjścia z barbarzyństwa na drogę cywilizacji. Może się to nie udało, ale przynajmniej bywały okresy, kiedy podejmowano się reform. Dziś nikt z władz nawet nie udaje, że coś chce zmienić.
- A więc pewnie ta niechlubna tradycja będzie trwała dalej?
- Nie wiem, czy przeżyje ona Putina, czy też nie. Chciałbym wierzyć, że w Rosji coś się jednak zmieni i to nawet nie tyle ekonomicznie, co politycznie, bo dopiero zmiany polityczne sprawią, że ekonomia stanie się bardziej ludzka i nie będziemy mieli do czynienia z takimi historiami jak te przy okazji przygotowań do Soczi. Nie wiem, czy Putin będzie ostatnim rosyjskim dyktatorem. Pozostaje mi wiara, że będzie chociaż przedostatnim.
Zobacz też: Tomasz Walczak: Dyletanci okrągłego stołu
- Jeśli Marks miał rację, mówiąc, że historia powtarza się dwa razy - raz jako tragedia, raz jako farsa, to może warto przypomnieć, że olimpiada w Moskwie stała się jednym z ostatnich osiągnięć ZSRR, po którym nastąpił postępujący regres i rozpad państwa. Myśli pan, że Soczi będzie łabędzim śpiewem Rosji Putina?
- Nadzieja podobno umiera ostatnia, ale musimy zdać sobie w końcu sprawę, że problem jest nie tylko w tej okropnej władzy, ale także w nas samych. My ją znosimy, my pozwalamy jej trwać.