Minister Bartłomiej Sienkiewicz rok temu miał być ostrzegany, że „grupa byłych funkcjonariuszy pominiętych w awansach i sfrustrowanych” bierze udział w rozpracowywaniu rządu i „jeździ za ministrami” - informuje Gazeta Wyborcza powołując się na rozmowę z funkcjonariuszem BOR. Według informatora Sienkiewicz miał to zlekceważyć.
Według rozmówcy „GW”, BOR ma instrumenty, które pozwalają chronić VIP-ów przed podsłuchem w miejscach publicznych.
- Ale muszą być spełnione pewne warunki. Ochraniana osoba powinna zgłosić wcześniej, że planuje spotkanie w określonym lokalu. Bierzemy wtedy aparaturę i techników. Sprawdza się, czy w środku nie ma mikrofonu, i zostawia się specjalną walizkę antypodsłuchową, która zakłóca działanie telefonów i wszelkich urządzeń elektronicznych. Jeśli jednak BOR dowiaduje się o miejscu czasowego pobytu VIP-a na 10 minut przed spotkaniem, to jego rola ogranicza się tylko do tego, by pilnować, żeby na salę nie wszedł jakiś żul - mówi oficer.
Jak się okazuje spotkania, z których wypłynęły podsłuchane rozmowy nie były wcześniej zgłaszane. Według oficera „poza zabezpieczeniem miejsc nie można było nic zrobić”.