15 listopada doszło do wybuchu w Przewodowie. Początkowo w mediach pojawiały się informacje o tym, że na teren Polski spadła rosyjska rakieta, jednak dość szybko ustalono, że był to najprawdopodobniej pocisk ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Obecnie prowadzone jest śledztwo, mające na celu dokładne wyjaśnienie, co było przyczyną wybuchu w Przewodowie.
Tomasz Siemoniak był proszony w "Expressie Biedrzyckiej" o ocenę “wdrożenia i przebieg wszystkich procedur, które teoretycznie powinny być przygotowane i działać w takiej sytuacji”. - Zadziałały czy nie? - pytała prowadząca.
Siemoniak: Odebrałem wiele telefonów od osób przestraszonych sytuacją w Przewodowie
- Zawiodła komunikacja z opinią publiczną. Co do tego chyba wszyscy się zgadzają - stwierdził polityk. Jak zaznaczył, sam jest ostrożny w ocenianiu procedur. - Tempo mediów jest znacznie większe, niż tempo jakichkolwiek służb, wojska czy urzędników, więc ja rozumiem pewną ostrożność. Natomiast bardzo brakowało komunikacji ze strony prezydenta, premiera - wskazał.
W odpowiedzi Kamila Biedrzycka zwróciła uwagę, że o zdarzeniu informowały nie tylko media. - Mieliśmy informacje od administracji amerykańskiej, od najważniejszych polityków krajów bałtyckich - zauważyła. - Ojej… Była informacja ze strony amerykańskiej agencji, która powoływała się na urzędników. Nie było żadnego oficjalnego amerykańskiego komunikatu i na tej postawie wielu polityków, tj. minister obrony Łotwy po prostu bardzo empatycznie zareagowało - odparł Siemoniak.
Jak wskazał Tomasz Siemoniak, brakowało mu wieczorem komunikatu ze strony prezydenta, premiera, lub ministra, który by uspokoił obywateli, mówiąc: "rozmawiamy, panujemy nad sytuacją, Polska jest bezpieczna”. - Sam odebrałem wiele telefonów od ludzi przestraszonych tą sytuacją. Te pierwsze komentarze ludzi były bardzo emocjonalne - mówił. - Niech rząd wyciąga z tego wnioski. (...) Na pewno to wszystko będzie dokładnie przeanalizowane - dodał.
Siemoniak powiedział również z czego - w jego ocenie - wynikał ten brak komunikacji z obywatelami. - Moim zdaniem z tego, że mamy taką przedziwną sytuację, że realny, rzeczywisty ośrodek władzy to prezes Kaczyński. Nie jest tak, że premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda, co prezes, co z prezesem… - ocenił.
- Poza kwestią komunikacji - trudno bez wiedzy, jak to w środku wyglądało, coś krytykować - stwierdził poseł. Dodał jednak, że jest przekonany, że wojsko reagowało właściwie.