Ewa Siemaszko

i

Autor: Tricolors, Archiwum prywatne

Siemaszko: Bestialskie ludobójstwo z rąk Ukraińców

2016-07-09 8:40

Ewa Siemaszko, badaczka ludobójstwa wołyńskiego w rozmowie z "SE" o zbliżającej się, 73 rocznicy tego wydarzenia:

"Super Express": - 11 lipca przypada rocznica Krwawej Niedzieli, która była punktem kulminacyjnym ludobójstwa, jakiego na Polakach dokonali Ukraińcy. Mogłaby pani przypomnieć naszym Czytelnikom, czym było ludobójstwo wołyńskie?

Ewa Siemaszko:- To było wymordowanie około 130 tys. Polaków. Zbrodnia miała miejsce na terenie czterech województw przedwojennej Polski: lwowskiego, stanisławowskiego, tarnopolskiego i wołyńskiego. Do mordów na Polakach dochodziło także na skrawkach woj. poleskiego i lubelskiego. Ofiarami byli Polacy - niezależnie od wieku, płci, stanu majątkowego czy pozycji społecznej. Sprawcami tej zbrodni byli Ukraińcy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) oraz chłopi, którzy byli zmobilizowani i wciągnięci do zbrodni przez te formacje.

- Ludobójstwo wołyńskie to nie tylko 11 lipca. Jak długo trwała tragedia Polaków?

- Właściwie ludobójstwo na Wołyniu zaczęło się już w 1939 roku po wybuchu II wojny światowej. Wówczas - głównie w woj. tarnopolskim i lwowskim - dochodziło do masowych zbrodni. Mordy ustały po 17 września 1939 roku, kiedy wschodnie ziemie II RP zostały zagarnięte przez Sowietów. Ukraińcy ponownie zaczęli mordować Polaków w 1942 roku na Wołyniu - początkowo ta przemoc przybierała postać napadów na pojedyncze osoby czy rodziny. Przez cały 1943 rok aż do pierwszych miesięcy 1944 roku mieliśmy na Wołyniu do czynienia z totalnym mordowaniem Polaków. Od połowy 1943 roku rozpoczęła się rzeź Małopolski Wschodniej, która trwała mniej więcej rok dłużej, do przełomu 1945/46 roku, do czasu ekspatriacji Polaków z tamtych terenów. Na Wołyniu ekspatriacja zakończyła się w 1945 roku. Dopóki Polacy nie wyjechali ze wschodnich województw, dopóty byli ciągle napadani przez Ukraińców.

- Ta akcja nie była skierowana przeciwko podziemnemu Wojsku Polskiemu, tylko przeciwko ludności cywilnej. Dlaczego Ukraińcy zdecydowali się na brutalne wymordowanie Polaków?

- To było wynikiem koncepcji wywalczenia niezależnego państwa ukraińskiego, państwa jednolitego etnicznie, bez innych narodowości. A przede wszystkim bez Polaków, którzy wcześniej, po I wojnie światowej, stworzyli na tych terenach swoje państwo. W tym momencie byli tą grupą narodowościową, która mogła rościć pretensje do odtworzenia na tych terenach państwa polskiego po II wojnie światowej. W związku z tym zdecydowano, że w pierwszej kolejności zostaną usunięci Polacy, następnie inne narodowości. Przy czym w hasłach zachęcających do mordowania byli wymieniani również Żydzi. Jednak jeśli chodzi o Żydów, to ich kwestia została rozwiązana już wcześniej, w 1942 roku, przez Niemców. Do przeprowadzenia Holocaustu na terenie Wołynia i Małopolski Wschodniej Niemcy używali również Ukraińców - konkretnie ukraińskiej policji. Ale nie wszyscy Żydzi zostali skutecznie wymordowani i te niedobitki narodu żydowskiego, które po akcjach niemiecko-ukraińskich gdzieś się ukrywały, były potem tępione przez samych policjantów ukraińskich, a nawet członków ukraińskich organizacji nacjonalistycznych.

- W jaki sposób Polacy próbowali się bronić przed tą dziczą ukraińską?

- Z tym było bardzo trudno, ponieważ zbrodnie ludobójstwa odbywały się przede wszystkim podczas okupacji niemieckiej. Polacy byli pozbawieni broni, amunicji, a także warstw przywódczych, z którymi w większości rozprawili się Sowieci, gdy okupowali te tereny w latach 1939-1941. Tworzono grupy samoobrony, które były niewielkimi oddziałami złożonymi z mężczyzn i młodzieńców. Te oddziały jakimiś nielegalnymi sposobami zdobywały broń albo nawet broniły się tym, co kto tylko miał. W drugiej połowie 1943 roku na Wołyniu powstało dziewięć oddziałów partyzanckich podległych Armii Krajowej, i te oddziały również broniły polskiej ludności. Ale cała samoobrona - czy w formie grup samoobrony, czy też już oddziałów partyzanckich - była zbyt słaba, aby mogła uchronić ludność polską, powstrzymać na większą skalę akcje ukraińskie. Choć w pewnych miejscach udało się ludzi uchronić, to na większości terenów Polacy byli bezbronni.

- Przejdźmy do czasów współczesnych. Sejm poprzedniej kadencji nie miał odwagi, by wydarzenia wołyńskie nazwać po imieniu i oficjalnie mówić o ludobójstwie. Politycy PiS - choć wiele obiecywali w kampanii wyborczej - teraz również wykonują uniki. Dlaczego ludobójstwo wołyńskie jest spychane na margines debaty publicznej?

- Niestety, muszę się wyrazić bardzo krytycznie o wszystkich naszych grupach politycznych. Od 1989 roku do tej pory nie było ani jednej formacji, która w sposób odważny i niezależny zajęłaby właściwe stanowisko wobec tej zbrodni. To wynika z koncepcji dobrych stosunków z państwem ukraińskim. Przy czym niestety te dobre stosunki nasi politycy opierają na pozorach i na przekonaniu, że jeżeli nie będzie się podejmowało tematów niewygodnych dla Ukraińców, to te stosunki będą dobre. Wynika to również z wielkiej sprawności ukraińskich polityków, którzy potrafią w odpowiedni sposób wpłynąć na polskich polityków i nakłonić ich do traktowania zbrodni wołyńskiej w sposób urągający pamięci ofiar.

- W jaki sposób moglibyśmy oddać cześć ofiarom tego ludobójstwa? Jest propozycja, żeby ustanowić dzień 11. lipca - rocznicę Krwawej Niedzieli - dniem pamięci o ofiarach OUN/UPA. Czy to byłaby dobra forma?

- Ustanowienie tego dnia oczywiście byłoby właściwym sposobem na oddanie pamięci ofiarom. Stanowiłoby również przestrogę na przyszłość - ludobójstwa zdarzają się w historii całego świata w różnych miejscach. Zbrodnia ludobójstwa jest najcięższą zbrodnią ze wszystkich zbrodni przeciwko ludzkości. Dlatego hołd ofiarom ludobójstwa wołyńskiego i przypominanie o tym wydarzeniu jest konieczne. Jednak oprócz ustanowienia dnia pamięci w różnych miejscach powinny stanąć pomniki. Pomniki z inskrypcjami, które w sposób pełny będą informować o tym, czego dotyczą te monumenty. W Warszawie na skwerze Wołyńskim parę lat temu został postawiony pomnik, na którym nie ma informacji, czego on dotyczy, komu oddaje pamięć! Nie ma na nim informacji, że jest on poświęcony Polakom, kto był sprawcą, gdzie te wydarzenia miały miejsce. Same nazwy miejscowości - chociaż są wyryte - nic nie mówią przypadkowym przechodniom. Do tego na terenie Ukrainy mamy tysiące miejsc, w których Polacy nie byli pogrzebani, tylko zakopani albo wrzuceni do studni. I te miejsca nie są w ogóle upamiętnione, ofiary nie były ekshumowane. Przynajmniej w tych miejscach, o których wiemy, że leżą tam szczątki Polaków, powinny nastąpić ekshumacje i następnie pochówki z zachowaniem godności ofiar.

Zobacz także: Tadeusz Płużański: Znów nikt nie wstawił się za 5-letnią Stasią