Poseł Platformy ma kosmiczny problem - datę premiery kultowego filmu. W Polsce była planowana na 25 grudnia, a w pozostałych krajach na tydzień wcześniej. Skąd pomysł interpelacji? Poseł wsłuchał się w głos młodych. - Pomysł zgłosił dyrektor mojego biura, który w czasie rozmów z kolegami poruszył temat. Przypuszczam, że oni są fanami, to środowisko młodych ludzi - wyjaśnia w rozmowie z "Super Expressem". Siedlaczek zauważa, że jeśli kolejna część trafi do kin później, może dojść do nadużyć. - W ciągu tygodnia różnicy premiery w Polsce od premier w innych krajach na portalach społecznościowych pojawi się masa nielegalnych nagrań filmowych, które skutecznie popsują odbiór filmu - argumentuje w interpelacji, której treść podał jako pierwszy serwis 300polityka.pl.
Poseł przyznał, że chociaż sam nie jest zagorzałym miłośnikiem serii, to oglądał wszystkie części. - Lubię "Gwiezdne wojny", ale fanem nie jestem. Oczywiście je oglądałem. Jestem wychowany na IV części, ale to było dawno - zdradza nam. Część czwarta to pierwszy film serii nakręcony w 1977 roku, czyli w czasach młodości posła. Internauci wyśmiali interpelację posła. Zarzucono mu, że zajmuje się bzdurami. - To indywidualne podejście każdego. Każdy ma prawo do dowolnej interpretacji. Żyjemy w wolnym kraju - stwierdził. Zanim Siedlaczek zareagował, dystrybutor zmienił datę na 18 grudnia.
Zobacz: Pawłowicz krytykuje rząd, a przy okazji zalicza EROTYCZNĄ wpadkę